Strony

czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 39

~~ Ross ~~
Byłem wkurzony. Dokładnie nie wiedziałem dlaczego. Dręczyło mnie to nawet rano. Nie wiedziałem co do cholery się ze mną dzieje, czemu nie mogłem sobie darować myśli o Laurze, Maxie i zerwaniu. To chore. Wczoraj tak mi podskoczyło ciśnienie, że wysadziłem Veronicę przy jakimś kiosku niedaleko szkoły, a sam pojechałem do klubu. Nie miałem ochoty na picie, ani na prywatny pokaz z bonusem. Jak nigdy. Chociaż nie pamiętam co robiłem później, głowa mnie trochę boli, więc możliwe, że się czegoś napiłem.
- Ross, wstajesz?- Do pokoju weszła Rydel.- Może zostaniesz dzisiaj w domu?
- Po co?
Ziewnąłem, przeciągając się na łóżku. Siostra podeszła bliżej.
- Jak się czujesz?- zapytała.- Blado wyglądasz.
- Do dupy, czyli jak zwykle. Po prostu się nie wyspałem, okey? Nie traktuj mnie jak dziecko.
Wstałem i poszedłem do łazienki. Umyłem się, a następnie powoli ubrałem dziurawe, jasne jeansy i czarną koszulę.
  Miałem dość ludzi. Nawet tych najbliższych. Wcale nie chciałem zranić Delly, ale samo tak wyszło. Nie umiem się kontrolować. Szczególnie na kacu i po wczorajszych wydarzeniach.
  Wyszedłem z domu bez śniadania i potrzebnych książek- normalka. Starając się za wiele nie myśleć, wsiadłem na motocykl i pojechałem do szkoły. Jadąc tak z rana, pustymi ulicami, odstresowuję się. Usiłuję wtedy wybić sobie z głowy różne rzeczy, na przykład kluby, panny czy... To co wczoraj... Czyli Laurę z Maxem trzymających się za ręce. To, jak błyszczały jej się oczy, kiedy ją obejmował, albo jaka była szczęśliwa, kiedy ją pocałował...
  I znowu. Omal nie wjechałem motorem w przechodniów. Już nawet nie mogę normalnie jeździć. Zerwanie z Laurą to był mój najgorszy pomysł na jaki kiedykolwiek wpadłem. Żałuję tego. Ale pewnie i tak byśmy się w końcu rozstali. Muszę żyć dalej i traktować ją jak zwykłą byłą, nic dla mnie nie znaczącą, których mam na pęczki. Tylko, czy potrafię? Co się ze mną, do cholery dzieje?! Zanim ją poznałem, byłem sobą, a teraz? Teraz nie mam bladego pojęcia kim jestem.


~ W szkole ~
Ominąłem przy wejściu pewną zakochaną parkę i skierowałem się do sali na biologię. Usiadłem na samym końcu, jak zwykle, i schowałem twarz w dłoniach. Czuję się koszmarnie. Mogłem posłuchać Delly i zostać w domu. Po tej lekcji chyba się urwę ze szkoły- nie wyrobię dłużej. Jeszcze ten ból w żebrach. Jest większy niż zwykle. Nawet ciężej mi się oddycha.
- Cześć, Ross.
Kto tym razem?
- Idziesz z kimś na bal?
Podniosłem głowę. Veronica. Matko, nie mogła przyleźć kiedy indziej? Ja tu ledwo żyję.
- Tak.
- Z kim?
Jak sobie nie odpuści to wstanę i jej przywalę. Serio. Wybrała zły dzień na pytania o bal. Laura pewnie idzie z Maxem... Chuj, miałem o tym nie myśleć.
- Z moją dziewczyną, wiesz?- skłamałem.- Odwal się w końcu.
- Ale co ja zrobiłam? Aaaaa jak ona się nazywa?
- Cocię Toobchodzi. Francuzka, brunetka... Zielone oczy... Jest naprawdę piękna.
Jej mina była bezcenna. Ale i tak miałem humor z dupy wyjęty. Gdy tylko odeszła, położyłem głowę na chłodnej ławce i zamknąłem oczy. Tylko w sali od muzyki są podwójne ławki, więc praktycznie nie muszę z nikim gadać.
Nagle do sali wpadła babka od angola z tym swoim donośnym, nieznośnym głosem, który brzmi jak rechot żaby.
- Nie macie dzisiaj biologii. Chodźcie ze mną.
Niechętnie, powoli wstałem z krzesła i wziąłem swoją kurtkę z podłogi. Wyprostowałem się i... W uszach mi zaczęło szumieć, a potem buczeć. Myślałem, że zaraz mi bębenki pękną. Na dodatek przed oczami pojawiły mi się mroczki, a głowa mnie cholernie bolała. Musiałem jeszcze usiąść, żeby nie zemdleć.
- Ross, w porządku?
Ta nauczycielka jest stanowczo za głośna.
Nie patrząc na nią, powoli wstałem i wyszedłem z klasy. Poszedłem za resztą grupy do sali od anglika. To, co tam zobaczyłem, przyprawiło mnie o zawroty głowy. Laura i Max. Matko, tylko nie to. Zniosę wszystko, ale nie ich "słitaśne" zachowanie. Chyba, że mam paranoję, to już bardziej prawdopodobne.
- W związku z tym, że jest nas dużo, będziecie pracować w czteroosobowych grupach. Wylosujecie angielskiego lub amerykańskiego poetę i zinterpretujecie dwa jego wiersze.- Nienawidzę tej babki. Nienawidzę. Jakaś chora na głowę. Praca w grupach? Zajebiście... Usiądę gdzieś z boku i kit.
- Lynch, obudź się w końcu!
Matko, moja głowa...
- Z Bradem do trzeciego stolika- już!- rozkazała i wskazała na połączone ławki. Kurwa, tylko nie to. Ale mogłem to przewidzieć...
Przez ułamek sekundy Laura się do mnie uśmiechała. Po chwili jednak, kiedy zobaczyła moją minę cierpiętnika, na jej twarzy zagościł smutek. Chyba. Wtedy Max się nad nią nachylił , wyszeptał coś do ucha, ona mu przytaknęła i odwróciła wzrok. 
 Poszedłem z Bradem do ich stolika i zajęliśmy miejsca naprzeciwko nich. 
- Cześć- powiedziała Laura, patrząc na mojego towarzysza. Na mnie nawet nie spojrzała. Aham, fajnie..
- Hej.
Czułem się coraz gorzej. Z każdą sekundą trudniej mi było oddychać i miałem wrażenie, że jest mi coraz goręcej. Do końca nie ogarniałem co się dzieje wokół mnie, czy ktoś się do mnie odzywa. Ból w żebrach był nie do wytrzymania. 
- I grupa- Szekspir.- Ledwo, co usłyszałem przez szum w uszach.- II- Jane Austen; III- Cummings Edward Estlin.- Jezu, co to jest?
Dalej nie słuchałem. Laura wyciągnęła jakąś książkę zza siebie, chyba z szafki- nie wiem- i rzuciła nią w moją stronę. Reszcie dała inne.
- Poszukaj czegoś- rozkazała oschle. Zupełnie jak nie ona. Co ten Max jej nagadał? Nie lubię gościa. 
- Czego- wymamrotałem po cichu.
- Wiersza, Ross.
- Tu są same wiersze tego Edzia. 
- To wybierz ten, który ci się spodoba. Nie rób z siebie sieroty.
Uu, ale ona się wredna zrobiła. Brr. 
- Ey, stary- odezwał się Max- wyglądasz jak trup.
- I co z tego?
- Dobrze się czujesz?
- Jest ok, odwal się, co?
- Spokojnie, tylko pytam...
Kolejny, silniejszy ucisk. Mój oddech robi się coraz płytszy. Zaraz nie wytrzymam i spadnę z tego krzesła.
- Idź do pielęgniarki.- Albo mi się wydawało, albo Laura się przejęła. Ale olałem jej prośbę i zacząłem szukać jakiegoś wiersza. Same nudy o miłości i bla bla bla. Ale w końcu...
- Mam- powiedziałem, mało co nie wybuchając śmiechem. Ten gościu był.. Zboczony. Przeczytałem im go, pohamowując się od śmiechu:
 - Posłuchajcie:
" ***Czasami żyję dlatego

Czasami żyję dlatego, że ze mną
jej drzewo- kształtne czujne ciało śpi,
którego się ostrzenie wyczuje powoli,
powoli się stające wyraźnie miłością,
co słodko w ramieniu mym tonie zębami,
aż osiągniemy tę Wiosenno- wonną,
głęboką, wielką wspólnie malowaną chwilę.

Moment rozkosznie straszliwy,
gdy usta jej nagle wyrosłe, zupełnie
płomiennie z mymi zaczynają szaleć
(a z ud mych, które kurczą się i dyszą,
deszcz morderczy podskocznie sięga po
kugorny, jedyny najgłębszy kwiat, który
przynosi mi gestem swych bioder."

Wszyscy przy stoliku wybuchnęli śmiechem. Ten Edek na serio był jakiś nie ten teges.
- Czyli mamy napisać, że autor... Opisał swój... Stosunek?- wachał się Max. Ja mam inną propozycję.
- Zapisz, że po prostu Edzio opisał tam swój seks z deską. I, że czasem po prostu po to żył, z czego wynika, że miał myśli samobójcze i był seksomaniakiem. 
Spojrzenia moje i Laury się spotkały. Brunetka szybko odwróciła głowę, bo Max uszczypnął ją w tyłek. O nie, on za dużo sobie pozwala. Ona w ogóle się na to zgadza?!
 Kopnąłem go pod ławką w nogę. Zawył z bólu, a Lau zachichotała. Tak słodko się śmiała... 
  Nagle zaczęła wirować, a na jej twarzy pojawiły się kolorowe kropki. Nic nie słyszałem. Tylko szum, który rozsadzał mi głowę i bębenki. Nie mogłem oddychać. Musiałem stąd wyjść. 
  Wstałem w mgnieniu oka i podparłem się o ścianę. Jedyne, co usłyszałem wśród głosów, to Laura, mówiąca: "Ross, proszę cię, usiądź! Zaraz zemdlejesz!".
Podszedłem na chwiejnych nogach do drzwi. Przystanąłem na chwilę. Ktoś do mnie podbiegł. Nie wiem co się dalej działo. 
 Kiedy się obudziłem, widziałem tylko sufit, angielską flagę i kilka osób, między innymi pielęgniarkę, nauczycielkę i... Laurę- mojego anioła... Boże, chyba się walnąłem w łeb.
- Ross, ty idioto.- Usłyszałem głos Lau gdzieś obok siebie, a po chwili poczułem uścisk. Ale ten przyjemny, ciepły. Od niej.- Powinieneś leżeć w szpitalu, ty głupi jesteś, że... Ugh!
 Albo się wściekła, albo bała się o mnie. W końcu, tylko ona panikowała. Była teraz na wyciągnięcie ręki, więc... No przyciągnąłem ją do siebie, a co miałem zrobić... Od razu poczułem się lepiej. Tak cieplej i w ogóle. Nawet nie protestowała. No tak- Maxa nie było w sali. 
- Laura?- powiedziałem. Wymyśliłem coś, żeby ją trochę wkurzyć. Pielęgniarka szepnęła coś do nauczycielki i wyszła, a Laura spojrzała na mnie spod długich rzęs. Nadal ją tuliłem do siebie. 
- Nooo?
- Twój stanik wbija mi się w ramię. 
- Idiota.
Prychnęła i dała mi z pięści w rękę. Ona tak fajnie się wkurza. Chciała się ode mnie odsunąć (i pewnie dać potem z liścia), ale włosy jej się zaczepiły o zamek mojej kurtki. Właśnie, ktoś mi ją założył...
  Kiedy Laura była zmuszona mieć głowę przy moim torsie, aby nie stracić włosów, ja wybuchnąłem śmiechem. Babka od anglika też. Tylko brunetce nie było do śmiechu.
- Ty padalcu, specjalnie to zrobiłeś!
- Hahaha, kotku, nikt cię nie zmuszał do zbliżania się do mnie.
- Przestań rechotać i nie nazywaj mnie tym cholernym kotem! Pomóż mi, co?
- Czekaj, jeszcze trochę możesz tak pobyć, mi to nie przeszkadza...
- Kur... Ross!
- Spokojnie, złość piękności szkodzi. Kotku. 
Niee, no nie mogę z niej. Uwielbiam ją. Nie chcę jeszcze kończyć tej zabawy... Wymyślę coś- jak to ja mam w zwyczaju. 
Jedną rękę położyłem na jej głowie (właściwie, to nie wiem po co), a drugą powoli zjechałem zamkiem w dół, więc Laura była zmuszona zniżyć głowę, co z innej perspektywy wyglądałoby dość interesująco. 
- Idioto, nie pomagasz...
W końcu się wkurzyła i podniosła głowę. Była wściekła, ale ja nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Miała focha, na pewno. I to sporego. Pewnie z chęcią by mnie teraz zadźgała ołówkiem, albo pofiletowała. To bije z oczu. 
- Ross, musisz iść do pielęgniarki.- Nauczycielka zwróciła się do mnie, a potem odwróciła się do Laury, która już otwierała drzwi.- Zaprowadzisz go? Ja muszę posprzątać salę i sprawdzić wasze prace w grupie. 
Mina brunetki była zabójcza, co spowodowało kolejny wybuch śmiechu u mnie. 
- Jasne.- W tym słowie było tyle jadu, że ciary mi przeszły po plecach. Potem spojrzała na mnie. Nic nie można było wyczytać z jej oczu. Spróbowałem wstać, ale to był zły pomysł. Znowu się zachwiałem i dostałem zawrotów głowy. Laura automatycznie do mnie podbiegła, jakby ktoś ją poraził prądem i pomogła mi odzyskać równowagę. Wyszedłem z sali podtrzymywany przez moją byłą dziewczynę i tak szliśmy kawałek w milczeniu, aż mi się to znudziło.
- Jesteś zła?
- Tak.
- Bardzo?
- Tak.
- No weź przestań. Nie obrażaj się na mnie.
Nagle się zaśmiała. Co ja powiedziałem?
- Brzmisz jak dziecko, które chce iść na plac zabaw, haha.- Tak uroczo się śmiała.- Co nie zmienia faktu, że grubo przegiąłeś. 
- Wybaczysz mi?- zapytałem głosikiem małego dziecka, jak to powiedziała wcześniej Lau.
- Może.
- Laura?- Spoważniałem i powtórzyłem pytanie. Tym razem innym tonem.- Wybaczysz mi?
- No już powiedziałam, że może. 
- Mówię o czymś innym. 
- O czym?
- O nas. 
Zamilkła. Wiedziałem, że tak będzie. Mogłem nie pytać i już. 
- Dobra- przerwałem ciszę- Idź do domu, ja sobię poradzę.
- A jak znowu zasłabniesz?
- Martwisz się o mnie?- zapytałem z cichą nadzieją w głosie. Raczej tego nie wyczuła.
- Nie. 
I puściła mnie. Szedłem normalnie, czyli dojadę do domu sam... I nie muszę iść do pielęgniarki, żeby siedzieć u niej godzinę i czekać na Rydel, albo Rikera, kiedy mam około 10 minut do domu.
- Aaa, jak się czujesz?
O nie, mam dość tego pytania. Zmieniłem temat.
- Od jak dawna znacie się z Maxem?
- Po co pytasz? Przyjaźniliśmy się od dzieciństwa, a poznaliśmy się w piaskownicy przed pracą mojego taty. Kiedy zerwałeś ze mną, powiedziałam mu o tym i spotkaliśmy się. Wiesz, poprawił mi humor, dobrze się bawiłam... Dalej już wiesz.
- To dobrze, że jesteś szczęśliwa. Zasługujesz na to. 
- Dzięki.
- Kochasz go?- Czemu dałem do tego pytania tyle nienawiści? Ach, tak...
- Tak.
- A mnie kochałaś?


~~~~~~~~~~
Zabijecie mnie? Zabijecie, wiem, wiem. Chciałam Wam powiedzieć, że jeszcze ok. 10 rozdziałów i będzie THE END. Ale może to się zmieni. Chociaż wątpię. Jest coraz mniej komentarzy. Obserwatorów jest ponad 60, komentarzy pod ostatnim rozdziałem 15. Kiedyś było 45. Ach, gdyby znowu tak było... <3 
Ale to raczej niemożliwe. 
Chciałam po tej historii założyć nowego bloga, z całkiem inną fabułą, ale nadal się zastanawiam.
Wszystko zależy od Was i mojej weny. I to, czy będzie dalej ten blog, i to, czy po tym będzie kolejny. 
KOMENTUJCIE :')

środa, 15 kwietnia 2015

KRADZIEŻ PRAW AUTORSKICH

Sorry, jestem wkurzona. Kojarzycie taką osóbkę jak "Clau Dia"? No właśnie. Kilka godzin temu utworzyła bloga. http://badboyandsweetboyandr5.blogspot.com/ Co jest w nim nie tak? Aaa, właśnie. PROLOG SKOPIOWANY SŁOWO W SŁOWO, PRZECINEK W PRZECINEK, KROPKA W KROPKĘ. Nawet się nie trudziła nad tym, żeby zrobić ENTER przy dialogach. No jprdl. Nazw innych też nie było, nie? To jest zwyczajna kradzież. Ja się tu męczę, siedzę kilka godzin, poprawiam, żeby było OK, a taka osoba sobie wejdzie, zobaczy "O, przyda się", weźmie *kopiuj- wklej*,a potem mówi, że pisze to z koleżanką, że się męczy nad rozdziałem. Aha, fajnie. Ale no sorry, przywłaszczyła sobie MOJEGO BLOGA. Cholera, nawet nie wiecie jaka jestem teraz wkurzona. Mam ochotę coś roz***ać, że... UGHHHH!
  Tak do właścicielki tego bloga:
Naprawdę nie masz za grosz honoru. Przywłaszczyłaś sobie cudzą robotę. "Piszę tego bloga z koleżanką". Aha, jasne. A mogę wiedzieć jak ona się nazywa? Czy wgl istnieje? Jeśli myślisz, że dzięki kopiowaniu cudzych treści nie jest karalne , i że zyskasz dzięki temu czytelników, to się grubo mylisz. Ciekawe, czy będziesz miała tupet i powiesz coś na swoją obronę. To czyste CHAMSTWO I KRADZIEŻ.
  Dla tych, co chcą sobie porównać:
http://badboyandsweetboyandr5.blogspot.com/ - "jej" blog
http://rosslynchbadboyandsweetboy.blogspot.com/2014/05/prolog_17.html - prolog na tym tutaj MOIM blogu.
Co do rozdziału... Miałam go pisać dzisiaj. Miałam wenę. MIAŁAM. Możecie podziękować CLAU DII. Straciłam ochotę pisać cokolwiek już. Nie wiem kiedy dodam nexta.
Pozdrawiam Was- tu mowa do MOICH lojalnych czytelników. Nie do tych, którzy przywłaszczają sobie cudzą ciężką pracę. Dziękuję i dobranoc.

Klaudia

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 38

~~ Laura ~~
Rano spóźniłam się na lekcje. Ale przynajmniej nie byłam jedyna. Moja ławka- na szczęście- była pusta. Szybko w niej usiadłam i schyliłam się do torby, żeby rozpakować książki do muzyki i potrzebne materiały. Zanim się zorientowałam, ktoś odsunął krzesło obok i zajął swoje miejsce. Usadowiłam się wygodnie, starając się nie zwracać uwagi na TĘ osobę. Może to idiotyczne, ale nie miałam ochoty go widzieć.
- Jak tam piżamka?- zapytał z tym swoim zawadiackim uśmieszkiem. Ugh... Musiał?
- Spoko.
- Tylko "spoko"? Wiesz ile ja musiałem naprosić Rylanda, żeby poszedł do tego sklepu?
- No i po co?
Nie patrzyłam na niego. Udawałam, że słucham nauczycielki. A Ross milczał. Może dał sobie spokój?
- A torcik jak?
Ughh ten różowy tort z króliczkiem Playboya*...
- Mogłam się tego po tobie spodziewać. Ale i tak przegiąłeś z tym Playboyem. Rodzina teraz na mnie dziwnie patrzy.
- O to chodziło- zaśmiał się i tym samym zwrócił uwagę nauczycielki. Podeszła do naszej ławki jak do skazańców i stanęła przed Rossem z założonymi rękami.
- Co cię tak bawi, panie Lynch?
- To chyba nie pani sprawa, nie?
- Czyli już się dobrze czujesz po tej bójce?
- No jasne.
- Więc bądź tak uprzejmy i zagraj nam na pianinie Clair de Lune Debussy'ego. Jeśli nie chcesz oblać.
- No jasne- wycedził głosem pełnym jadu, a jego wzrok zabijał. Minął nauczycielkę bez słowa i zasiadł przed instrumentem. Ta, to dla niego pestka.
  Nawet dobrze mu poszło, ale to mina nauczycielki najbardziej mnie rozwaliła.
- Wracaj i już się nie odzywaj- rozkazała surowo z ponurym grymasem na twarzy. Ross uśmiechnął się do niej jak chochlik i powoli wrócił na miejsce. Odruchowo odsunęłam się na drugi koniec ławki.
- A jak tam autko?- Znowu zaczął temat. Spojrzałam na niego kątem oka i mruknęłam po cichu:
- Dobrze.
  Westchnął ciężko i usadowił się wygodniej na krześle. Pewnie zauważył, że nie mam ochoty z nim gadać. Jakiś czas siedział cicho, pisał z kimś przez telefon. Zdążyłam zobaczyć tylko pierwszą literę "R", zanim Ross zerknął na mnie i wyszczerzył się.
- Przyjdź dzisiaj do mnie.
- Yyy nie?
- Czemu?
- Po co?
- Rydel coś chciała.
- Mogła zadzwonić- wycedziłam, a po chwili dodałam:- I ty też tam będziesz?
- No oczywiście.- Próbował się nie zaśmiać.- Przecież tam mieszkam.
Ooo matkoo, co za typ.
- Nie mogę dzisiaj.
Wyraźnie posmutniał. Wolałam mu nie mówić co robię po szkole.
- Dlaczego?
- Spotykam się z... kimś.
- Z kim?
Smutek powoli schodził z jego twarzy, a zastępował go gniew.
 Wiercił mi dziurę w brzuchu tymi pytaniami. Nie może mi dać po prostu spokoju?
- Z kolegą- warknęłam zirytowana, a on dalej to samo.
- Którym? Znam go?
- Pierdole, Ross!- krzyknęłam za głośno, czym zwróciłam na siebie uwagę kilku osób wokół.- Kolega mnie zaprosił i idziemy do knajpki. Coś jeszcze?
- Tak.- Jego głos był oschły i zimny. Ten szept sprawiał, że miałam ciarki.- Nie daj mu się omamić.
- Jak tobie?
Już do końca lekcji się nie odzywał, a po dzwonku, kiedy przechodził obok, syknął mi do ucha, łapiąc mocno za ramię: "Nie wskocz mu do łóżka". No myślałam, że go zdzielę.
     Poszłam do swojej szafki po książki do anglika, kiedy nagle podbiegły do mnie dwie dziewczyny z mojej grupy z muzyki. Były podjarane i już chyba wiem czym...
- Heeeej Laura- zapiszczała jedna z nich. Jezuuu....
- No cześć?- przywitałam się niepewnie. 
- Co tam?
- Dobra, daruj sobie tę gadkę- powiedziałam oschle, zatrzaskując drzwiczki od swojej szafki- O co ci chodzi?
- Jesteś jeszcze z Rossem?- Wiedziałam! Mogłam się o milion założyć, że zapytają o nasz związek.
- A nawet jeśli, to co?
- Nic, nic. Ale tak, czy nie?
Bez chwili zastanowienia odparłam:
- Nie, to po prostu prostak. Jeśli chcesz z nim być, to radzę wziąć jakiś kilogram tabletek uspokajających i kilka kubków herbaty z melisą.- Uśmiechnęłam się złośliwie i odeszłam. Po chwili jednak wróciłam i szepnęłam jeszcze:
- Pilnuj, żeby założył gumeczkę. I sprawdź, czy zmienił pościel.
Po tym zostawiłam je wkurzone gdzieś z tyłu i skierowałam się w kierunku sali od angielskiego. Po drodze oczywiście jeszcze kilka osób, a właściwie jakichś wypindrzonych panien w mini, których wcześniej nie widziałam, zapytało mnie o to samo, co tamte dziewczyny. Ugh, nie idzie wytrzymać. A to wszystko przez tego palanta, który właśnie się na mnie gapi, bo rozmawiam z Maxem. Tak, to on mnie zabiera do knajpki po szkole.
- Poczekasz na mnie przed szkołą?- zapytałam, stojąc bardzo blisko niego. Udawałam, że wcale nie patrzę na Rossa.- Muszę pogadać z organizatorami balu.
- Jasne.- Jego uśmiech był zabójczy. Matkoo... Cudowny.- Może pójdę z tobą?
- A chce ci się? Będę gadać o występach.
- A jeśli ci nie będę przeszkadzał?
- Dobraaa, ale i tak poczekasz- wystawiłam język i przytuliłam go na pożegnanie, bo zadzwonił dzwonek. Poszłam na koniec korytarza, gdzie była moja grupa od anglika, specjalnie zahaczając ramieniem o wściekłego Rossa opartego o ścianę. Chyba miał teraz wf... Nie wiem. 

*PO SZKOLE*
[narrator]
  Ross po rozmowie z dyrektorem o ostatniej bójce poszedł wściekły przed szkołę, do swojego motocykla. Dziedziniec był już niemal pusty, nie licząc kilku dziewczyn na ławkach, które wpatrywały się w Rossa, kiedy on rzucił kask na trawnik. Musiał się oprzeć o kierownicę, żeby się uspokoić. Inaczej nie mógłby prowadzić. Wytrącił go z równowagi widok całującej się pary przy szafkach.
 Laura i Max- i co jeszcze?, pomyślał sobie.
 Prychnął gniewnie i już chciał wsiąść na motor, kiedy ktoś go popukał w plecy. Odwrócił niechętnie głowę i zobaczył przed sobą jakąś dziewczynę, której nie kojarzył.
- Hej- powiedziała nieśmiało. Kręciła palcem włosy, denerwowała się.
- Cześć- odezwał się, krzyżując ręce na piersi.- Chcesz coś, czyy...
- Masz czas dzisiaj?
- Nie.
- A, no to trudno...
Kiedy on się odwrócił, postanowiła inaczej zagadać.
- Jesteś jeszcze z Laurą?
- Nie.
- To dlaczego nie masz czasu?
- A co chcesz?- zapytał, z trudem opanowując gniew. Całym ciałem pokazywał jej, że nie jest nią zainteresowany, ale ta dalej to ciągnęła.
- Może... pojechać na przejażdżkę? Z tobą...- pokazała na motor- i tym?
Westchnął ciężko.
- A jak masz na imię, co?
- Veronica.
- Aha- mruknął pod nosem i znowu się odwrócił. W tym momencie ze szkoły wyszli przytuleni do siebie Max i Laura. W Lynchu się zagotowało. Szczególnie wtedy, gdy Laura się do niego uśmiechnęła i pogłaskała swojego towarzysza po policzku.
- Wiesz co, Veronica?- odezwał się i chwycił dziewczynę za rękę, po czym palcami odgarnął jej włosy za ucho. Zarumieniła się, a Laurze zniknął uśmiech z twarzy. Za to zagościł on u Rossa.- Wsiadaj, pojeździmy trochę. Mam spooro czasu dzisiaj.
Veronica podeszła do pojazdu, a Ross poszedł po kask, który wcześniej rzucił na trawnik. Wracając do motoru, specjalnie zahaczył o Laurę ramieniem.
- Ups- zaśmiał się,po czym na jej oczach otoczył Veronicę ramieniem, pomagając jej wsiąść na motocykl. Na koniec założył jej kask i pogłaskał po policzku. Laura, widząc to, przysunęła się bliżej Maxa i pocałowała go w usta. Ross znowu się wkurzył. Szepnął do koleżanki "zaraz wracam" i odciągnął Laurę na bok.
- Co ty do cholery odwalasz?!- krzyknął zdenerwowany, a brunetka dalej się uśmiechała.
- Ale człowieku, o co ci chodzi?
- Już masz chłopaka?
- Tak. Jest miły, opiekuje się mną, nie wywołuje awantur z byle powodu i przede wszystkim- nie jest tobą.
- Ach tak?
- Owszem, tak. Coś chyba ci zazdrość do głowy uderzyła. Pamiętasz? Z E R W A L I Ś M Y już!
Przyciągnął ją do siebie, łapiąc mocno za ramię, po czym nachylił się nad nią.
- Po cholerę to robisz?
- Z tego samego powodu, co ty- warknęła i wyrwała mu się. Pobiegła do Maxa, który na nią czekał i szybko opuścili teren szkoły.
- O czym gadaliście?- Ross właśnie usiadł za kierownicą i odpalił motor. Veronica objęła go mocno, aż poczuł ból w żebrach.
- Nie twoja sprawa. Trzymaj się
 I ruszył. Po chwili zobaczył Laurę i z premedytacją przejechał jej drogę, a na koniec pokazał środkowy palec. Dziewczyna zrobiła to samo.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
PRZEPRASZAAAAM!!! Zawaliłam na całej linii, znowu. Czekam na hejty i wgl kazania, odwiedziny w nocy z patelniami. Może gdybym porządnie dostała w łeb, to byłoby lepiej. No krótki rozdział, przyznaję. Ale chociaż jest, prawda? Ostatnio (DZIĘKI KOMENTARZOM) dostałam weny, to go dokończyłam.
  Matkoo, dwie nominacje do RB, no dzięki wielkie XDD Postaram się coś nabazgrać. Do napisania :* Klaudia

* tort Laury