Strony

czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 45

~~ Ross ~~
Rano chłopacy z mojego domku wymyślili, że zażartujemy sobie z dziewczyn. Koło szóstej wybiegłem z kumplem na dwór i zapoznaliśmy resztę chłopaków z naszym planem. Wszyscy w to weszli. Dzisiaj miał być cały dzień żartowania z dziewczyn z tej grupy. Nie powiem, spodobała mi się wizja wybiegających z wody, piszczących panien. Czas wcielić plan w życie.
Pierwsze zajęcia dzisiaj to kajaki. Idealnie. Po nich mamy przerwę, więc wszyscy będą w wodzie.
Szczerze, to najbardziej ciekawiła mnie reakcja Laury.
O ósmej poszliśmy na śniadanie. Odnalazłem Laurę w kolejce po herbatę i stanąłem obok niej. Miała na sobie prześwitujący biały top i krótkie spodenki.
- Doprowadzisz mnie do szaleństwa- mruknąłem jej na ucho, a ta mnie odepchnęła. Znowu.
- Też się cieszę, że cię widzę.
- Ciągle mnie odpychasz- wytargnąłem jej już poważnym tonem i zagrodziłem jej drogę.
- Nie, nieprawda- zaprzeczyła.- Wczoraj śmierdziałeś ogniskiem i miałeś mokre włosy.
- A dzisiaj?
- Dzisiaj... Dzisiaj nie mam na ciebie ochoty. Kotku.
Wypowiadając ostatnie słowo uśmiechnęła się łobuzersko i otarła o mnie ramieniem. A potem co? Wyminęła mnie i podeszła po herbatę. Dziewczyny przy stoliku zachichotały. Poczułem się dziwnie. Zawsze to ja leciałem z nią w kulki, ale teraz postanowiła przejąć pałeczkę? Coś mi tu nie pasuje... One na stówę coś knują. Tylko co? I czy ja jestem częścią ich planu? Jeśli tak, to musimy być pierwsi.
Kiedy znalazłem już coś do zjedzenia, dosiadłem się do chłopaków i zajęliśmy się obgadywaniem planu. No i poszczególnych ról. Ja na przykład miałem załatwić suchy lód. Ktoś inny- jakieś stare rybackie łachy. Jeszcze inny- zerdzewiały hak. Trzeba było jeszcze skombinować łódkę, kosę, kapelusz, sztuczną krew i maski tlenowe. Ale maski są w moim domku, więc załatwione. Odniesiemy się do legend, które wczoraj przy ognisku opowiadał nam gospodarz tego miejsca. Większość dziewczyn albo się bała, albo zasypiała, więc wybraliśmy taką, przy której nawet niektórzy chłopacy trzęśli portkami. Opowiadała o rybaku, który łowił na środku tego jeziora kilka lat temu. Jak się na koniec okazało ten rybak to syn gospodarza, więc historia jest na faktach. A gość podobno był świadkiem dziwnych zjawisk. Opowiadał, że siedział na pomoście i przygotowywał wędki, kiedy znikąd zerwał się silny wiatr. Wołał swojego syna, ale ten go nie słyszał. Wokół łódki pojawiła się gęsta mgła, co było dziwne przy tak potężnym wietrze. Facet zszedł wtedy z pomostu i  schował się między drzewami. W momencie kiedy z wysokiej sosny odłamała się gałąź, zobaczył, że jego wnuk stoi po kolana zanurzony w wodzie i woła swojego tatę, żeby wracał, bo się boi. Mgła uniemożliwiała dostrzeżenie łódki z rybakiem. Gospodarz pobiegł po swojego wnuka i spojrzał na wodę. Mgła zbliżała się do brzegu, a on usłyszał cichy szept. "Te sequentibus", czy jakoś tak. Z łaciny- "Jestem za tobą". Kiedy się odwrócił, ujrzał za sobą cień. Cień bez ciała. Kształtem przypominał człowieka. Kiedy mu się przyglądał, jego wnuk pobiegł do wody i zaczął płakać. Mężczyzna chciał pobiec po swojego sześcioletniego wnuczka, ale coś go zatrzymało. Ostatnim co widział, było coś wynurzającego się z głębin i  wciągającego chłopca pod wodę. Mgła nagle zniknęła, a w oddali było słychać odgłos syren. Potem była ciemność. Ciał nigdy nie znaleziono.
No, przynajmniej tak mówił ten gościu. Jeszcze coś, że co rok słychać krzyk i płacz dziecka... W nocy jakoś chyba. To się stało równo cztery lata temu. Prawdopodobnie. Nie wiem- zasypiałem już. Ale Laura się bała. Czułem jak kurczowo zacisnęła dłonie na mojej ręce. Między innymi ten ból trzymał mnie na nogach. Ale wracając do teraźniejszości. Kevin, jeden z moich kumpli, wymyślił, żeby zaangażować w to kilka dziewczyn. Kazał mi przekabacić Laurę i tamtą szarą myszkę, co siedziała na pomoście z lafiryndami. Dlaczego ja? Dlatego, że "każda laska chce zrobić mi laskę" I, że mi nie odmówią. Tak powiedział.
Po tej rozmowie niechętnie poszedłem do domku Laury. Dziwne, a zawsze szedłem tam z chęcią.
Kiedy wszedłem do środka, bez pukania oczywiście, no bo po co, zobaczyłem jak szara myszka szuka czegoś w walizce. Jak mnie zobaczyła mruknęła coś pod nosem. Jakby...
- Puka się...
- Co?- Nie zrozumiałem jej. W sumie to mnie nie obchodziło.
- Nic...
- Nieważne.- Machnąłem ręką.- Słuchaj... Melanie? Czy coś w tym guście. Suzy może? Rosalie?
- Becky.
- Kiedyś bym zgadł.
- Szukasz Laury?
Hmmm, aż tak łatwo się domyślić? Pewnie nadal pamiętała, jak podpłynąłem do niej i do dziewczyn wczoraj. Te miny były bezcenne...
- Gdzie ona jest?
- Poszła z dziewczynami na brzeg. Nie wiem po co.
Czyli jednak miałem rację. One coś knują. A Laura w tym siedzi. To dlatego na stołówce nazwała mnie "Kotkiem" i powiedziała, że dzisiaj nie ma na mnie ochoty. I ta koszulka... Kurde. Cykam się teraz.
- Halo?- Pomachała mi książką przed twarzą. Ocknąłem się. Chyba się zamyśliłem nad tym, co one planują.
- Co co?
- Pytałam, czy mam jej coś przekazać.
- Hmm... Nie. Ale ty chodź ze mną.
Puściłem do niej perskie oko i spuściła głowę. Uu zawstydziłem ją. Ekstra. Teraz to się w ogóle nie odezwie. Pewnie pomyślała, że chcę ją zabrać gdzieś w krzaki i zgwałcić. W sumie... Nie dziwię jej się. KIEDYŚ pewnie by tak było, ale... teraz jest inaczej.
- Po co?
- Do domku. Chłopacy chcą z tobą pogadać.
- O czym?
- Pierdzielę.- Zakryłem twarz dłonią i odpowiedziałem na, mam nadzieję, ostatnie pytanie.- Zobaczysz jak pójdziesz. To jak?
- Okey... A gdzie to?
Ughhhh...
- Usłyszysz- warknąłem, a ona się skuliła. Ale wstała. Po jej minie poznałem, że chciała znowu się czegoś dowiedzieć, ale po zobaczeniu mojego wzroku odpuściła.
Koniec, nie mam zamiaru odpowiadać na kolejne pytania. Widząc, jak niepewnie zbliża się do drzwi, pomogłem jej i popchnąłem ją, żeby było szybciej. Zatrzasnąłem drzwi za sobą i wskazałem jej palcem na mój domek. Kiedy doszła już do niego, ja postanowiłem posłuchać o czym gadają dziewczyny.
Ledwo wyszedłem zza drzew, a te już kurwa wydarły się na pół stanu, że mam się wynosić i chuj. Tyle je widziałem. Ojjj zemszczę się. 

Wróciłem do domku, żeby pogadać z chłopakami o komplikacjach związanych z jakimś planem dziewczyn, ale ledwo otworzyłem  drzwi, a już o mały włos nie oberwałem lampką.  W środku panował straszny chaos. Wrzaski nie pozwalały nawet pomyśleć o tym, co się stało. Gabe i Owen szarpali się i awanturowali jakby jeden zabił drugiemu matkę. A to najlepsi kumple. 
- Ty gnoju, mów prawdę!- Gabe popchnął Owena na ścianę i zbliżył się, jakby miał zamiar zaraz dać mu w twarz. Pozostali siedzieli na łóżkach i to obserwowali. Zobaczyłem przerażoną Becky i mimo wszystko się uśmiechnąłem. Też postanowiłem popatrzeć i spróbować dowiedzieć się o co im chodzi. Może będzie ciekawie. 
- Stary, ja serio nie mam pojęcia skąd to się wzięło u mnie!
- Zdjęcie mojej laski! W samej bieliźnie! Nawet mnie takiego czegoś nie wysyłała! 
Doprawdy interesujące...
- Kur... musisz mi uwierzyć. 
- Lynch!
Chryste, czego ten tępy osiłek ode mnie chce?
Niechętnie odszedłem od ściany i stanąłem między nimi z rękami w kieszeniach. Owen uśmiechnął się z nadzieją.
- Czy to prawda, że Ann to twoja była?
- Zależy.
- Od?
- Od tego, czy jedna noc zalicza się do związku.- Wykrzywiłem usta w dumnym uśmiechu. Chciałem go wkurzyć. Ale co, do cholery, ja mam z tym wspólnego?
- Ty pierdo...
- Hej!- Kłótnię przerwał cienki, damski głosik.- Przestańcie się wreszcie tak drzeć. To zdjęcie to równie dobrze może być tania przeróbka. Nie pamiętacie tej afery ze zdjęciami Laury w szkole?
Doskonale pamiętamy...
- No- odpowiedzieli wszyscy.
- Niezłe były- Kevin uśmiechnął się jak zboczeniec, a ja zmroziłem go wzrokiem.
- Morda w kubeł.- Tak się mnie przestraszył, że aż cofnął się kilka kroków i usiadł na swoim łóżku.
- Dobra- kontynuowała Becky.- A Rossa znamy przecież wszyscy. On nie szanuje dziewczyn.- Tutaj nasze spojrzenia się skrzyżowały.- Nawet Laury. Więc tamten związek nie miał szans na przetrwanie. 
Dobra, tym gadaniem, że nie szanuję Laury, to mnie nieźle wkurzyła. Poczułem jak mimowolnie zaciskam dłonie w pięści, a moje ciało zalewa fala gorąca. Ręce mnie świerzbiły, że chociaż raz przyłożyć jej w tę przemądrzałą twarzyczkę. Ale moją uwagę przykuł śmiech Gabe'a. Odwróciłem się w jego stronę i zobaczyłem jak przerażony Kevin trzyma w ręku bieliznę, którą kupiłem Laurze na urodziny.
- Co do...
- Ross, ja... nie wiem o co chodzi!
- Już nie żyjesz.

~~ Laura ~~
- Haha, doskonała robota, moje panie!- Jinny właśnie przybijała piątki wszystkim dziewczynom, które brały udział w akcji. Kiedy podeszła do mnie, zatrzymała się na chwilę.- Przykro mi, że musiałaś poświęcić takie stylowe wdzianko.
Zabrzmiało to zupełnie szczerze. Faktycznie, jedwabna, czarna koronkowa bielizna, to moja sprawka. Ale taki był plan. Z dziewczynami miałyśmy dość traktowania nas przez chłopaków, więc postanowiłyśmy ich troszkę skłócić. Jak widać, a raczej słychać, poszło nam nieźle. Jednak coś w głębi duszy podpowiadało mi, że źle robimy. 
- Wiesz, Jin. To... Wdzianko, posłużyłoby zapewne Rossowi do jego uciechy, a mnie do tortur, więc chętnie się tego pozbyłam. Chociażby na chwilę.
- Słysząc te wrzaski z ich chatki wnioskuję, że więcej nie zobaczysz tego narzędzia tortur- zaśmiała się i poklepała mnie po ramieniu. Nie wiem, dlaczego na początku szkoły jej nie lubiłam. Może dlatego, że cały czas była perfekcyjnie ubrana, wymalowana, umyta i uczesana, jakby dopiero co wyszła z salonu piękności? Uważałam ją za przemądrzałą, ale może to dlatego, że jest przewodniczącą uczniów. Teraz jednak byłyśmy przyjaciółkami. No, nie prawdziwymi, ale jednak przyjaciółkami.
  Po tej krótkiej rozmowie zakradłam się z Jinny pod domek chłopaków, którzy nadal się kłócili. Ostrożnie zajrzałyśmy do środka przez otwarte okno. Usłyszałam fragment ostrej wymiany zdań między Rossem a Kevinem. Nie będę tutaj opisywać słów, których używali, ale powiem tyle- popłynął potok wyzwisk i przekleństw. Większość z ust Rossa.
- Ty ped... zawszony! Masz odpowiedzieć teraz ch... niedorobiony, bo jak nie, to rozj... ci tę twoją mordę!
- Lynch, ogar. To tylko damskie gatki.
- Te "damskie gatki" należą do Laury i jak mi zaraz nie powiesz, jak znalazły się pod twoją poduszką, to pożałujesz, że się urodziłeś. 
Ross był tak wkurzony, jak wtedy, gdy zobaczył moje półnagie zdjęcia porozwieszane w całej szkole. Tylko, że wtedy ta jego złość zaprowadziła go do szpitala. Nie chcę kolejny raz przechodzić przez to samo piekło.
- Dobra, Lynch. Zobacz. Nie widzisz, że laski chcą nas skłócić?
Cholera. Domyślił się.
- Co ty, do cholery, pieprzysz, Kevin?
- No spójrz tylko. Sam mówiłeś, że Laura dziwnie zachowywała się rano na stołówce. Potem nagle to zebranie lasek na brzegu. Ewidentnie coś kombinują. I udaje im się. I nagle po takim czymś Gabe znajduje w rzeczach Owena zdjęcie półnagiej Ann. Teraz te gatki. Nie widzisz tego, Lynch?
Musiałyśmy przykucnąć, ponieważ Ross podszedł do okna. Jakby się wychylił, zobaczyłby nas. A to nie wróżyłoby dobrze. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła. Galopowało zabójczym tempem. Przez cały czas panowała ogłuszająca cisza, wręcz nie do zniesienia. Wydawało mi się, że wszyscy, bez wyjątku, słyszą jak wali mi serce. W końcu jednak odezwał się Kevin, a Ross wrócił do środka. Ogarnęło mnie poczucie ulgi. Spojrzałam na Jin. Czuła to samo, co ja. 
- Ty chyba naprawdę musisz lubić Laurę. Stary, myślałem przez chwilę, że chcesz mnie zabić.
- Może przez chwilę.- Po tonie jego głosu poznałam, że się łobuzersko uśmiecha. Mimo tego, że stał plecami do nas, wyobraziłam sobie jego minę.
- Zaje- ku**a- bisty kumpel z ciebie, wiesz?
- Wiem.
- Wracając do tematu Laury.- Tutaj Kevin urwał, przyglądając się bacznie Rossowi.- Mówiłeś, że chodzi tylko o seks. Że podobno jest świetna w tych sprawach. To chyba musi być jednak coś więcej, niż tylko seks, nie?
W jednej chwili nogi się pode mną ugięły. Opowiadał kolegom o tym, co... Robiliśmy? A ja mu ufałam! Znowu popełniłam ten sam błąd. Zaufałam dupkowi. 
Mimo wszystko, postanowiłam słuchać dalej. Może jednak Ross wszystkiego się wyprze?
W głębi duszy miałam taką nadzieję.
- Bo tak było. Chodziło tylko o seks. Ale ostatnio nic takiego się nie dzieje i powiem szczerze, że brakuje mi tego. Z chęcią wybrałbym się z wami na tę imprezę przed balem. Zaliczyłbym jakąś panienkę i nie musiałbym przejmować się tym, że gumka może pęknąć, albo, że coś ją zaboli. Ale...
Nie mogłam tego dłużej słuchać i wróciłam cała we łzach do swojego domku. Jin chyba pobiegła za mną- nie wiem. Nie zwracałam na nią uwagi. 


~~ Ross~~
Kiedy Laura odbiegła cała we łzach, przez chwilę zrobiło mi się jej szkoda. Ale mogła nie podsłuchiwać. Przez te głupie żarty z jej bielizną omal nie straciłem kumpla, który był przy mnie od dziecka. Ale pomimo tego, że Laura i ta jej koleżanka nas podsłuchiwały, ta rozmowa była szczera. Wracając do niej, gdyby Lau została dłużej, nie myślałaby, że jestem dupkiem i dziwkarzem.
- Aleee...- Kevin zachęcał mnie, żebym kontynuował odpowiedź. Najwyraźniej to wszystko mu się podobało. 
- Ale nie mogę, bo skrzywdziłbym wtedy Laurę, a nie chcę, żeby znowu przeze mnie cierpiała. Poza tym jest mi z nią serio dobrze i sam się sobie dziwię, że pasuje mi nawet ilość odbywanych stosunków. Fakt, mogłoby być tego więcej, ale tak jest okey. Sam nie wierzę, że to mówię, ale zerwanie z nią to było najgorsze, co kiedykolwiek mogłem zrobić. Kocham ją i nie wyobrażam sobie życia bez niej.
Kiedy skończyłem mówić, Kev spojrzał na mnie jak na wariata. Po chwili sam zorientowałem się o co chodzi. Odmówiłem wyjścia na imprezę z "przygodą", dlatego, że okazuję UCZUCIA do dziewczyny, która uważa mnie za ostatniego palanta.
Cholera, co się ze mną stało?!
- Zakochałeś się- odparł chłopak, kiwając głową, jakby chciał wbić do niej informację, że ten Ross Shor Lynch się zakochał.- Albo nawaliłeś i jesteś na haju. Znając cię tyle lat, zgaduję, że prędzej to druga opcja. Ale wiesz, że za to co słyszała, to cię znienawidzi, nie?
- Kocha, to wybaczy.
Nie patrząc na Kevina skierowałem się do drzwi i wyszedłem na dwór. Koniec tego dobrego. Za kilka minut miała być zbiórka na brzegu, omówienie zasad bezpieczeństwa i różne takie głupoty, ale  miałem coś ważniejszego do załatwienia. Chłopacy i tak kończyli już wykonywanie planu, więc po zajęciach kajakowych zaniosę im suchy lód na mgłę i tyle. Nie mieszam się w to. I tak kilku z nas musi być wtedy wśród dziewczyn, żeby nie było dziwnie. Na dodatek muszę pogadać z Laurą, żeby oduczyła się podsłuchiwać ludzi.
    

Puk, puk, puk.
Nic. Żadnej reakcji.
Zapukałem jeszcze raz, i drugi. Też nic. Wiedziałem, że tam jest, ale zamknęła się na klucz i najwyraźniej nie miała najmniejszego zamiaru wychodzić z domku. Ale nie odpuściłem sobie tego tak łatwo. Uklęknąłem przed drzwiami i wyjąłem z kieszeni kawałek wygiętego drutu. Naprawdę nie chciałem się do tego posuwać, ale nie zostawiła mi wyboru.
- Laura, wiem, że tam jesteś.
Cisza.
- Jeśli nie otworzysz drzwi, ja to zrobię.
Usłyszałem skrzypiące deski na podłodze. Wstała. Gdzieś szła. W tym momencie oparła się o drzwi z drugiej strony i usiadła, opierając się o nie plecami. Doskonale wiedziała co robi. Uniemożliwiła mi ich otwarcie. 
 Poczułem narastającą frustrację. Wstałem i przez chwilę przebiegła mi przez głowę myśl:  " Po co? Po jaką cholerę mam błagać o wybaczenie za coś, czego nawet nie zrobiłem?". Miałem ochotę odejść i darować sobie ten cały cyrk. Ale jednak podświadomie coś mnie powstrzymało. Zostałem, mimo przypływającego gniewu. Miałem ochotę rozwalić te drzwi, nie zważając na to, że Laura siedzi po drugiej stronie, ale zapanowałem nad tym. Zamiast tego usiadłem u podnóża schodów prowadzących do jej domku i czekałem. 
Dwie minuty... Trzy... Cztery... 
Podczas piątej minuty mojego czekania, gospodarz i nauczycielka zwoływali uczniów na zbiórkę. Ale ja siedziałem. W końcu przecież wyjdzie. A wtedy z nią pogadam.
  
Nie wiem, ile czasu minęło, ale kiedy się ocknąłem było grubo po południu i kajaki właśnie wypływały na brzeg. Czyli upłynęły dwie godziny. Wstałem i przeciągnąłem się. Czyli zamiast chlapania się wodą, zaliczyłem drzemkę na schodach. Oprócz tego, że mięśnie mi stężały, nie czułem żadnej różnicy. Spojrzałem w stronę drzwi.
- Walić to- wymamrotałem gniewnie do samego siebie i kopnąłem kamyk leżący przede mną. Potoczył się w stronę drzew. Wytężyłem wzrok.
Ktoś tam był.
W głębi lasu.
I przyglądał mi się. 
Na ramieniu miał dużą torbę i był za stary na ucznia.
Przez chwilę serce podskoczyło mi do gardła. Spanikowałem.
To on. 
Nie wiedziałem co robić.
W ułamku sekundy sięgnął do kieszeni, nie spuszczając ze mnie przenikliwego wzroku. Kiedy już miał coś wyciągnąć, ktoś mnie zawołał. Odwróciłem się i z ulgą zorientowałem się, że to moi kumple. Kiedy z powrotem zerknąłem w stronę lasu, nikogo tam nie było. Jakby to, co stało się przed chwilą, ogóle nie miało miejsca. Jakby to się działo tylko w mojej wyobraźni.
- Ty, Ross. Czego tak szukasz w tym lesie?- zagadnął Gabe.- Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.
- Skoro mowa o duchach... Do roboty.- Kevin uśmiechnął się jak jakiś pedał i wysypał na ziemię maski tlenowe.
- Nieee, no bez jaj.
Odszedłem kawałek, żeby nie brać w tym udziału, i kiedy nie patrzyli, podszedłem do domku Laury  i otworzyłem drzwi. Były otwarte.
Ale w środku nikogo nie było.
- Fuck- szepnąłem pod nosem, zatrzaskując drzwi. Nie miała kiedy znikać? Jak ktoś był w lesie i, prawdopodobnie, na nas polował? Przecież nie mogę jej teraz zostawić.
- Lynch, masz ten suchy lód?!- Gabe przywołał mnie na ziemię. Spojrzałem na niego gniewnym wzrokiem i wskazałem na nasz domek.
- Jest pod moim łóżkiem.
- Gdzie ty leziesz?- zapytał Kevin, gdy zobaczył, że oddalam się w kierunku lasu. Prawdę mówiąc, nie wiem po co tam szedłem. Miałem dziwne przeczucie, że muszę sprawdzić, kto mnie obserwował.
- Obejdziecie się beze mnie.
- Dziwak...- usłyszałem jeszcze śmiech Gabe, ale nie przejąłem się tym zbytnio i truchtem pobiegłem w głąb lasu. Z doświadczenia wiem, że lepiej biec przez las, niż spokojnie chodzić. Mam złe doświadczenia z takim miejscem. 
Spojrzałem w górę. Było po południu. Zacząłem szukać telefonu w kieszeniach, ale najwyraźniej znowu go nie wziąłem. Dobra, walić to. Najwyżej poradzę sobie bez niego.
 W pewnym momencie usłyszałem trzask gałęzi gdzieś kilka metrów ode mnie. Myślałem, że padnę na zawał. Wziąłem jakąś grubą gałąź ze zbocza. Odwróciłem się, ale ścieżka była pusta. Na wszelki wypadek schowałem się w krzakach i chwilę tam posiedziałem, nasłuchując i wypatrując czegoś dziwnego. Nic nie przykuło mojej uwagi, więc po kilku minutach z powrotem znalazłem się na ścieżce i pobiegłem dalej. 

Po jakiejś godzinie, albo mniej, nie wiem ile czasu upłynęło, usłyszałem krzyki z naszego obozu. 
- Debile...
Pomyślałem, że to pewnie chłopakom wyszedł ich plan i to laski tak wrzeszczą. Szkoda, że aż tak się myliłem.
Ale wtedy o tym jeszcze nie wiedziałem. 
Olałem te wrzaski i szukałem kogoś, kto mógł mnie wtedy obserwować. Zszedłem ze ścieżki. Z każdym krokiem byłem coraz dalej, aż w końcu straciłem ją z zasięgu wzroku. Nim się obejrzałem, otaczały mnie gęste zarośla, wysokie drzewa i pełno dziur. Nie chciałem nawet myśleć o tym, że mogłem... Się zgubić. Ale tak było. Stałem sam, otoczony drzewami. I gdzieś tam był ktoś, kto pragnął mojej śmierci.


Liście przysłaniały niebo, ale udało mi się dostrzec ciemne niebo. Powinienem wracać, ale korony drzew uniemożliwiały dostęp światła. Nie widziałem, co było dwa metry dalej, a tym bardziej, gdzie jest ścieżka. 
Serce zaczęło mi bić mocniej. Czułem je... przy gardle. 
I wtedy usłyszałem pierwszy strzał.


Zacząłem biec jak najszybciej potrafiłem, ignorując wystające korzenie i gałęzie, raniące moje nogi. W tej chwili nie liczyło się nic innego, tylko żebym dobiegł do grupy, zanim ten, ten kto strzelał, trafi we mnie. Gniew, strach i kłujący ból w kolanie dodawał mi sił. Kolejny pocisk odbił się głuchym echem od drzew i obudził odpoczywające na nich ptaki, które wzbiły się wysoko w powietrze. Teraz żałowałem, że nie byłem jednym z nich. Mógłbym odlecieć i nie wracać. 
Kolejny strzał. Tym razem, gdybym się nie potknął i nie upadł, trafiłby we mnie. Byłoby po wszystkim. 
Szybko wstałem i ruszyłem pędem w stronę widniejącej w oddali ścieżki. Przyspieszyłem co tchu i wtedy...
Coś mi przeskoczyło w bolącym kolanie i przewróciłem się. Z lekkim wysiłkiem otworzyłem zaciśnięte powieki, podwijając jednocześnie nogawkę. Było zbyt ciemno, żebym mógł zobaczyć, co właściwie się stało, lecz wyczułem metaliczny zapach krwi. Od razu zrobiło mi się niedobrze i podjąłem próbę wstania. Z ledwością utrzymałem się na drugiej nodze i rozejrzałem się wokoło. Byłem bliżej ośrodka, niż sądziłem. Las tutaj nie był już tak gęsty jak wcześniej. W oddali majaczyły drewniane domki. Ale zobaczyłem coś jeszcze. Jakieś światło. Ruchome. 
Ogień.
Kuśtykając udałem się jak najszybciej w tamtym kierunku. Po chwili rozległ się huk, tuż za mną. Pocisk jednak nie trafił we mnie, lecz w drzewo obok. To nie był charakterystyczny odgłos wystrzału, jak ze zwykłego rewolweru. To było coś innego. Osoba, która chciała mnie zabić miała inną broń palną. Ta osoba była snajperem. Ale chyba dość kiepskim, skoro jeszcze żyję. 
W końcu ostatkiem sił wydostałem się spomiędzy reszty drzew i strzały ucichły. Zastanawiało mnie, czy ktoś je słyszał. 
Rozejrzałem się, ale wokoło było... Pusto. I dziwnie cicho.
Oddaliłem się od lasu, a następnie udałem się do swojego domku. Też był pusty. A rzekomy ogień, który widziałem, również zniknął. Wtedy spojrzałem w stronę plaży.
Ognisko.
No tak. Wszyscy są tam. Najwyraźniej dostałem paranoi i mój strach wziął się z ciągłego zagrożenia śmiercią. 
  
Z trudem łapiąc kolejne oddechy i z ogromnym wysiłkiem, próbując nie zwracać uwagi na ból kolana, poszedłem do domku Laury, z nadzieją, że tym razem mnie wpuści do środka. Wewnątrz jej nie było. 
- Nie szkodzi- powiedziałem do siebie.- Poczekam.
Usiadłem na jej łóżku i jak powiedziałem, tak zrobiłem. Postanowiłem czekać. 
Pół godziny później przyszła. Jakby w poszukiwaniu jakiejś bluzy. Pewnie zrobiło się zimno. Kiedy mnie zobaczyła, spoważniała i wyprostowała się, próbując zachować kamienny wyraz twarzy. 
- Co ty tu, do cholery, robisz?
- Po pierwsze- nie krzycz.- Uniosłem ręce w geście kapitulacji i spuściłem po chwili wzrok.- Po drugie... Po co podsłuchiwałaś?
Na chwilę straciła opanowanie, a w jej oczach pojawiło się zdziwienie.
- Ja...hmm. Chciałam z tobą pogadać.
- Doprawdy?- Skarciłem ją wzrokiem.- A może przyszłyście sprawdzić, czy wasz plan się udał i nas skłóciłyście? Wiesz, że to nie było w porządku? Gabe mógł zabić Owena. Zdajesz sobie sprawę z tego, że on nie panuje nad gniewem, prawda?
Jeśli ją to zaszokowało, to nie dała tego po sobie poznać. Skrzyżowała ramiona na piersi i świdrowała mnie wzrokiem. Bez trudu wytrzymałem jej spojrzenie.
- Wasz kawał też nie był w porządku. Becky pojechała do szpitala z poparzeniami. A ja prawie się utopiłam.
Tym mnie zaskoczyła. Jakie poparzenia? Chłopacy mieli inny plan? Czy coś im nie wyszło?
Widząc moją minę, jej wyraz twarzy nieco złagodniał.
- Jak to? Ty nic nie wiesz?
Pokiwałem tylko głową. Westchnęła ciężko.
- Z dziewczynami pływałyśmy na materacach, kiedy nagle coś nas zaczęło ściągać pod wodę. Wszystkie po kolei, jakby ktoś pływał pod powierzchnią i nas z tego zrzucał. Podpłynęłyśmy do pomostu i wtedy zobaczyłyśmy na nim krew. Oczywiście sztuczną, ale okazało się to dopiero później- spojrzała na mnie z dezaprobatą, jakby myślała, że to moja sprawka. Przyglądała mi się dłużej i kontynuowała.- Wtedy na środku jeziora pojawiła się stara, drewniana łódka, ale nikogo w niej nie było. Potem ta mgła. Kiedy się odwróciłam, żeby wrócić na brzeg, na pomoście pojawiły się płomienie. Nie miałyśmy wyboru, więc wskoczyłyśmy do wody. Becky się bała i wtedy pomost się pod nią zawalił i płonące deski na nią spadły. Nie wynurzała się, więc podpłynęłyśmy do niej z Laylą. Ona ją wyciągnęła i odprowadziła na brzeg. Chyba. Pamiętam, że zaklinowałam się w tych deskach i nie potrafiłam sir wynurzyć. Dziewczyny mi pomogły.- Zrobiła pauzę i wpatrywała się w podłogę.- Nie mogę uwierzyć, że wpadliście na tak głupi pomysł! Przez was mogłam z Becky zginąć, rozumiesz?!
- Hej! Nie mam z tym nic wspólnego. 
Mimo, że ta historia mnie zszokowała, nie dałem się wytrącić z równowagi.
- Ach tak? To gdzie byłeś kiedy się topiłam?!
- Uciekałem przed psycholem w lesie.
Zamilkła. Wpatrywała się we mnie niedowierzającym wzrokiem, jakbym powiedział jakiś denny dowcip. Nie wierzyła mi. 
- Na Boga, to dlatego cię nie było?
Zapytała po długiej ciszy. Chyba dotarła do niej powaga sytuacji. 
Skinąłem ostrożnie głową. Po biegu i upadkach bolały mnie wszystkie mięśnie. 
Laura przyjrzała mi się dokładnie, jakbym był jakąś rzeźbą w muzeum. 
- Kurde, Ross. Jesteś cały poobijany... W błocie, liściach...- Podeszła do mnie i wyjęła małą gałązkę z moich włosów, po czym usiadła obok na łóżku.- Co się stało?
Opowiedziałem jej wszystko od czasu, gdy ktoś mnie rano obserwował, do chwili, gdy wróciłem wieczorem. Słuchała mnie z narastającą paniką w oczach. Ściskała mi dłoń coraz mocniej, ale nie przeszkadzało mi to. Podejrzewam, że nawet nie była tego świadoma. Kiedy pokazałem jej kolano, całe we krwi z wygiętą rzepką, mimowolnie uniosła rękę do ust, żeby nie krzyknąć.
- Co...
- Nieważne.
- I co teraz zrobimy? Znalazł nas. Ma broń.
- Sam chciałbym wiedzieć. 
Zapadła pełna napięcia cisza. Trwała może z dziesięć minut. Laura wydawała się przygnębiona i nad czymś intensywnie myślała. Pewnie tak jak ja, zastanawiała się, jak możemy wybrnąć z tej sytuacji. Kolano nie dawało mi o sobie zapomnieć, więc raz po raz krzywiłem się z bólu, co przykuwało uwagę Laury. Kilka razy kazała mi iść do pielęgniarki obozowej, ja jej jednak mówiłem, że wszystko w porządku i nie ma czym się przejmować. Oboje wiedzieliśmy, że to beznadziejne kłamstwo.
W końcu Laura spojrzała mi prosto w oczy.
- Przepraszam.
- To co wtedy usłyszałaś... Ten fragment rozmowy...- zacząłem, ale po chwili urwałem. Wziąłem głęboki wdech i kontynuowałem.- Potem Kevin uznał, że jestem psychicznie chory, bo powiedziałem, że nie chcę cię stracić i, że w końcu kogoś pokochałem. To było po tym, jak odbiegłaś.
Siedziała zamurowana i wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi, ciemnymi jak noc oczami, doszukując się oznak kłamstwa, ale najwyraźniej nic takiego nie znalazła bo uśmiechnęła się po chwili od ucha do ucha. Położyła dłoń na moim policzku, a ja poczułem ciepło jej dłoni. W pewnym momencie zmrużyła oczy, jakby dostrzegła coś niepokojącego nad moimi brwiami.
- Co to jest?- zapytała, dotykając palcem wskazującym czerwonego punkciku na moim czole.
To mogło oznaczać jedno.
To on.

~~~~~~~~~~~~~~
Wybaczcie czas oczekiwania i błędy. Pisałam z telefonu. Nie wiem, kiedy next.