Strony

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 4

~~Ross~~

Obudziłem się o 8.40. Wow!!! Po prostu sukces!!! Obróciłem się na bok, a tam pewien mrrrraśny kotek śpi obok mnie. Przypomniałem sobie jak jeszcze w nocy się do mnie przytulała. Uśmiechnąłem się do siebie i poszedłem do łazienki w celu wykonania porannych czynności. Po godzinie wróciłem do swojego pokoju, lecz Lau już nie było. Pewnie poszła na śniadanie. Zszedłem na dół, ale w salonie nie zastałem nikogo. W kuchni dopiero spotkałem moje słonko. Była odwrócona do mnie tyłem.....mógłbym tu tak cały czas stać i podziwiać jej kształty. Z zamyśleń wyrwał mnie jej piękny i melodyjny głos.
- Ekhem...będziesz tu tak stał i się gapił, czy zjesz śniadanie?- popatrzyła na mnie pytająco.
- Wybrałbym pierwszą opcję, ale jestem głodny, więc niestety wybieram opcję numer 2- uśmiechnąłem się do niej uwodzicielsko.

~~Lau~~
I znowu ten jego głupi uśmieszek!!! Mam go dosyć!!! No ale muszę z nim wytrzymywać... Jeszcze tą godzinkę, dopóki Van się nie ogarnie i wrócimy do domu.
- Co chcesz na śniadanie?- zapytałam obojętnie.
- Ciebie kotku- czy on się umie nie uśmiechać?! Jeszcze się zaczął bezczelnie do mnie zbliżać. Na szczęście ktoś mnie wybawił! Tym ktosiem okazał się Rocky Mark Lynch. Jestem jego dłużniczką!!
- No siemka młodzi!!!
- Hejka starszy!- na moje słowa brunet uśmiechnął się.
- Hej hej, ja jeszcze taki stary nie jestem - puścił mi oczko, a ja się zaśmiałam. Popatrzyłam w stronę Rossa, który był trochę wkurzony. Zjedliśmy w trójkę śniadanie i poszliśmy do pokoi. Niestety musiałam iść z Rossem. On wszedł, a ja szybko się wymknęłam i zapukałam do pokoju obok. Usłyszałam ciche mruknięcie, więc weszłam. Vanessa leżała wtulona w Rikera, a on w nią. Awww... tak słodko to wyglądało... ale koniec tego dobrego.
- Van daj mi klucz od domu- poprosiłam podchodząc do niej.
- Mmmm.. idź precz..- jęknęła i machnęła na mnie ręką. 
- Nie lubię cię, wiesz?- syknęłam, a ona pokazała mi fucka. Oooo przegięła. Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do pokoju Rossa. Weszłam niechętnie i nie patrząc na blondyna, podeszłam do terrarium. Jezus, gdzie ta gadzina znowu jest? 
- Gdzie to paskudztwo polazło?- zapytałam, dalej się nie odwracając. W pewnej chwili przypomniałam sobie, czym się kończy stanie tyłem do Rossa, więc spojrzałam się na niego. Miał tego gada na szyi.
- O matko, weź to zdejmij- powiedziałam z obrzydzeniem.
- Nie, idę straszyć Rikera- zaśmiał się i wyszedł na palcach z pokoju. Wdarł się po cichutku do sypialni gołąbków i włożył im pod kołdrę węża, po czym szybko uciekł. Vanessa spadła z łóżka z krzykiem, tak samo jak brat Rydel. Zauważyli mnie, a ja miałabym powód, żeby to zrobić, więc Riker przerzucił mnie sobie przez ramie i zaprowadził mnie z Vanessą do łazienki. Wrzucił mnie do wanny, a Van odkręciła wodę. W kilka sekund byłam cała mokra.
- I po kiego nam gada wrzucałaś?- zapytała Vanessa.
- Ale to Ross kuźwa!- krzyknęłam. Zakręciła wodę i pozwoliła mi wyjść. Wyglądałam jakbym właśnie wskoczyła do basenu w ciuchach. A najgorsze jest to, że było mi zimno. Weszłam do pokoju Lyncha po swoje rzeczy, ale wtedy przypomniałam sobie, że mam je na sobie. Gdy chłopak mnie zobaczył, zaśmiał się.
- Wyglądasz jak zmokła kura- wydusił z siebie.
- To przez ciebie, ty CHAMIE.
- Oj każdemu się zdarza, KOTKU... Poza tym, bluzka ci trochę prześwituje...fajnie, że nie ubrałaś dzisiaj stanika- szepnął mi uwodzicielskim głosem na ucho i cmoknął w szyję. Spaliłam buraka. Na szczęście (albo i nie) Ross zdjął z siebie koszulkę i dał mi ją. Ubrałam ją, ale wisiała na mnie jak prześcieradło na duchu. 
- Nadal widać- mrugnął znacząco. Ugh!!! Nie znoszę go!!!! Odwróciłam się i z bluzki zrobiłam sukienkę, w ten sposób:
Odwróciłam się, a chłopaka zamurowało. 
- Wow.. kiedy ty się przebrałaś w sukienkę?- zapytał oglądając mnie DOKŁADNIE, może nawet za bardzo.
- To nadal twoja koszuleczka...
- Pięknie wyglądasz, kotku- przygryzł wargę i zbliżył się do mnie. Przyparł mnie do ściany i spojrzał mi głęboko w oczy. Jedną ręką trzymał mnie za podbródek, a drugą za rękę. Zaczął się do mnie zbliżać. Nie chciałam tego robić, ale trudno. Gdy ktoś narusza moją przestrzeń osobistą, musi liczyć się z tym, że będzie miał siniaki. Zamachnęłam się, żeby go walnąć w "przyjaciela", ale w odpowiednim momencie wyszedł z pokoju. Dobra, to było dziwne. Zbliża się do mnie i nagle sobie wychodzi bez słowa. Ale może to i lepiej? Wzięłam swoje rzeczy, poszłam po klucz do Van i wróciłam do domu.

~~Ross~~
Wyszedłem, bo w oknie zobaczyłem swoją paczkę i "dziewczynę". Tak, dobrze myślicie- mam "dziewczynę" i podrywam Laurę. W sumie to nie jestem z Nicole, ale Taki już jestem, trudno. Doszedłem do chłopaków i Nicole.
- Wow, stary, z kim ty się poprztykałeś ostatnio, co?- zapytał mój kumpel Calum. 
- A z nikim.
- Próbujesz nam wmówić, że przewróciłeś się na motorze, albo walnąłeś w słup, tak?
- Tak, co chcecie, bo mam robotę w domu- odwróciłem się i zobaczyłem, że Laura wychodzi.
- Co za laska tam idzie, co?- spytał przyglądając się jej.
- Właśnie, słońce= co za baba?- zdenerwowała się Nicole. 
- Zaraz wracam- powiedziałem i pobiegłem do Laury. Złapałem ją za ramię, a ta spojrzała na mnie wzrokiem pełnym nienawiści.
- Weź mnie do cholery zostaw w spokoju! Co mam zrobić, żebyś się w końcu ode mnie odwalił, co?!- wkurzyła się i wyrwała. Skierowała się w stronę swojego domu. Poszedłem za nią.
- Ja tak łatwo nie odpuszczam, pamiętaj- zagrodziłem jej drogę.
- Kochanie, o czym rozmawiasz?- podbiegła do nas Nicole. Ugh.. jak ona się przylepi, to już nie odklei.
- Kochanie? Gratulacje- syknęła Laura i mnie wyminęła. Po raz kolejny. 
- Kotku, to jakaś wariatka- zaśmiałem się.
- Kotku?!- krzyknęły obie. 
- Mówiłam ci, żebyś tak do mnie nie mówił!
- Zdradzasz mnie?!
- Nigdy nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy razem, Nicole! Coś ci się ubzdurało w tym pustym łbie! Daj mi spokój do cholery!- wrzasnąłem na Nicole, a ta odbiegła.
- No ładnie traktujesz dziewczyny. Dasz mi w końcu normalnie żyć, czy będziesz mnie tak dręczyć latami?- zapytała Laura spokojniejszym głosem. 
- Chciałem tylko swoją bluzkę- zaśmiałem się.
- O, serio... 
- Serio, serio.
- Serio, serio, serio?
- Serio, serio, serio, serio.
- Okej, zaraz ci oddam- powiedziała znudzona i weszła do domu, zamykając mi drzwi przed nosem. Spojrzałem w stronę swojej paczki. Patrzyli się na mnie zdziwionym i pełnym podziwu wzrokiem. Wzruszyłem ramionami i pociągnąłem za klamkę. Zamknięte. Trudno, wszedłem przez okno. Słyszałem ją na górze, rozmawiała przez telefon. Słyszałem to:
- Nadęty burak, śmierdzący cham... Co, no co!?.... Mamo, nie wytrzymam z nim.... Tak... Tak.... Tak, też cię kocham.... NIE! Nie mów tacie.... Dobra, pa- rozłączyła się. Usiadłem w fotelu i poczekałem na moją myszkę. Gdy mnie zobaczyła, aż podskoczyła. 
- Jezuuuu ty chcesz, żebym ci tu padła NA ZAWAŁ?
- Nie, na zawał nie, ale możesz paść na mnie- powiedziałem. Chyba nie zrozumiała, albo i zrozumiała, ale zrobiła minę typu: "WTF?!" i weszła na górę.
- To chociaż mi bluzkę oddaj- poprosiłem i poszedłem za nią. 
- Masz! I idź już! Wystarczy mi, że będę cię codziennie widywać- w szkole, po szkole, w weekendy, w wakacje i pewnie czasami po nocach!- krzyknęła i zamknęła się w swoim pokoju. Nagle do domu weszła Vanessa.
- A ty co tutaj robisz? Znowu Laurę męczysz?- zapytała.
- Nie, już wychodzę- powiedziałem od niechcenia i podniosłem ze schodów koszulkę. Mijając siostrę Laury, obejrzałem ją dokładnie i powiedziałem:
- Ty też jesteś niczego sobie...
- Won!
- Okej, okej, nie gorączkuj się tak- uspokajałem ją i wyszedłem.

Następny dzień, oczami Laury:
Dzisiaj początek roku szkolnego. Wstałam wcześnie jak na siebie, bo o 8:10! A rozpoczęcie jest o 10:00. Fajnie by było, jakby była tylko pogadanka, ale nie, bo po co! Muszą być jeszcze lekcje, no muszą!
- Laura, weź ogarnij dupę i przestań gadać do siebie, okej?- powiedziała znudzonym głosem Van. No super, jeszcze zaczynam gadać do siebie. Podeszłam do szafy i zaczęłam szukać jakichś ubrań. Wymyślili sobie, że trzeba być na galowo, bla, bla, bla. Szukałam 30 minut, aż w końcu wkurzyłam się i wyciągnęłam pierwszą- lepszą rzecz. Przecież nie idę na wesele... Weszłam do łazienki i dopiero wtedy okazało się, że wzięłam ze sobą to:
Hmm... no spoko kiecka. Założyłam jeszcze jedne z moich ulubionych butów i zeszłam na śniadanie. 
- Ładna sukienka, weź oddaj- powiedziała Vanessa.
- Yyy no chyba nie? Która godzina?- zapytałam.
- W pół do komina.
- 9:05, dzięki Van- podziękowałam z ironią w głosie. Zrobiłam sobie tosty francuskie i na spokojnie spakowałam się do szkoły. O 9:20 wyszłam z domu. Miałam dużo czasu, bo do szkoły dochodzę w 10 minut. Wtedy zadzwoniła do mnie Delly.

U Lynchów, narrator:
Parę minut temu, gdy Laura jadła sobie na spokojnie śniadanie, nasz pan niegrzeczny jeszcze sobie chrapał w swoim zasyfionym pokoju.
- Ross, do szkoły!- krzyknęła Rydel próbując dostać się do wnętrza pomieszczenia. 
- Nie chce mi sięęę...- marudził chłopak i przekręcił się na drugi bok. Spadł z łóżka, jednak stos ubrań zamortyzował upadek. 
- No, skoro już wstałeś, to może łaskawie się ubierzesz i pójdziesz na lekcje, co?
- Nie, chyba nie- jęknął i z powrotem położył się na łóżku. 
- Riker, Rocky, pomóżcie mi!- poprosiła chłopaków o pomoc z bratem.
- Co jest?- zapytał Riker otwierając z trudem drzwi.
- Stary, co za burdel! Nawet ja takiego nie mam- stwierdził zły Rocky.
- Weźcie go postawcie na nogi, bo musi iść do szkoły, a nie wstaje- poskarżyła się załamana Rydel.
- Szkoła? Uuuuu... straciliśmy go- oznajmił brunet i wyszedł zrezygnowany z pokoju. 
- Młody, podnoszę cię na nogi- powiedział blondyn i popukał Rossa w głowę. Młodszy pokazał mu fucka. 
- Tsa... leniwus pospolitus. Jedyne rozwiązanie to czekać. W końcu i tak nie wstanie- zdecydował i również wyszedł. "I taki mam z nich pożytek..."- pomyślała sobie Rydel.
- Ross, przeginasz, wiesz o tym, co nie?- zapytała brata.
- Yhm- zgodził się. Blondynka załamała ręce. Jej ostatnią deską ratunku pozostała Laura. Postanowiła do nie zadzwonić.
ROZMOWA TELEFONICZNA:
Laura- Hej, Delly.
Rydel- Laura, potrzebujemy twojej pomocy.
L- Co się stało?
R- Ross nie chce wstać.
L- No to chyba lepiej, nie?
R- No tak, ale musi iść do szkoły.
L- I w czym ja miałabym wam pomóc? Przecież mnie się nie posłucha. Cały czas się do mnie dobiera, a mówię mu "nie". Nie słucha, po prostu.
R- Ale jeszcze cię nie przeleciał, nie?
L- No nie... na szczęście...
R- To chociaż spróbuj nam pomóc!- prosiła blondynka.
L- No dobra, zaraz będę, pa.
R- Dzięki, do zobaczenia!
Gdy się rozłączyła, zeszła do kuchni przyszykować śniadanie dla brata, bo znając życie się nie wyrobi. Zrobiła kanapki i położyła je na talerz. Już po chwili zadzwonił dzwonek. Rydel poszła otworzyć.
- Cześć, dzięki, że pomożesz- powiedziała blondynka przy progu.
- Witam. Dobrze, gdzie jest pacjent?- zapytała poważnie Laura. Po chwili obie się zaśmiały. 
- Na górze, trafisz, nie?
- Tak, niestety już tam byłam- powiedziała zrezygnowana i poszła na górę. Otworzyła cicho drzwi i weszła do pokoju blondyna. 
- Wstawaj- rozkazała stojąc w dalekiej odległości od blondyna. Miała, bowiem, krótką sukienkę, za krótką, żeby stać przy Lynchu. Chłopak olał rozkaz brunetki.
- Ja pierdzielę, wstawaj do cholery!
- Nie chceee miii sięęę- mruczał z głową wtuloną w poduszkę. "Nie wierzę, że to zrobię, ale chyba nie ma innego wyjścia"- pomyślała sobie dziewczyna. Westchnęła zrezygnowana i zdjęła swoją torbę z ramienia. Podeszła niechętnie do łóżka blondyna. Leżał na brzuchu i pewnie nawet nie wiedział kto do niego mówił. Laura westchnęła jeszcze raz i usiadła na skraju łóżka. Zaczęła jeździć dłonią po plecach chłopaka w tę i z powrotem, w górę i w dół. Przeszedł go miły dreszcz. Lecz nadal nie wstawał. A godzina lekcji się zbliżała. 
- Wstawaj.... kotku- wydusiła z siebie dziewczyna. Aż jej się cofnęło. 
- Hmmm.... nie- sprzeciwił się chłopak i odwrócił tak, że teraz leżał na plecach i patrzył na Laurę.
- No weź... nie mam ochoty dalej cię tak miziać kuźwa- denerwowała się Lau.
- Oj, kotek. Przecież sama z siebie to zaczęłaś- ziewnął. 
- Wstaniesz w końcu?
- Musisz się bardziej postarać- mruknął i zamknął oczy. Brunetka nie wiedziała co ma zrobić. Podobno już próbowali wody z lodem, ale nie wyszło im to. Czyli pozostaje tylko jedno. 
- Pamiętaj, że wcale tego nie chciałam- ostrzegła i usiadła na chłopaku okrakiem. Nachyliła się nad nim i szepnęła mu uwodzicielsko do ucha (oczywiście z obrzydzeniem w głowie):
- Wstań, kochanie. W szkole będziesz mógł się poznęcać nad nauczycielami, podokuczać kujonom, pewnie też mi, ale proszę cię wstań w końcu.
Zmierzwiła mu ręką włosy. Blondyn się uśmiechnął i chciał ją cmoknąć, ale ta w ostatniej chwili wstała i wzięła swoją torbę. Siedemnastolatek niechętnie wstał i wyszedł z pokoju do łazienki. Laura poszła na korytarz i wszyscy do niej podbiegli.
- Jak to zrobiłaś? Co ty zrobiłaś?- takie pytania padały z ust Lynchów.
- Przepraszam.. zaraz rzygnę- oznajmiła dziewczyna i powstrzymując się od pawia, pobiegła do drugiej łazienki. Gdy wyszła, młody Lynch jadł już śniadanie na dole. W chwili gdy zobaczył brunetkę, uśmiechnął się głupkowato. 
- Ja już idę, pa- rzuciła dziewczyna i wyszła z domu Lynchów.
- Też spadam!- blondyn wybiegł za Laurą.
- Ugh!!- wkurzyła się i przyspieszyła kroków.

Oczami Laury, w szkole:
Zarąbiście, przez tego gnojka się spóźniłam, w pierwszy dzień! Usiadła z tyłu klasy unikając rozgniewanego wzroku nauczyciela. Lynch wszedł sobie na luzie i usiadł na miejscu obok. Odsunęłam się od niego jak tylko mogłam, ale on i tak się przysunął. Zaczęła się matematyka. Cierpliwie wszystko notowałam, a Ross co chwilę mnie rozpraszał. To mi kładł rękę na udo, to miział mnie w szyję, albo opierał się o mnie. A jak w końcu udało mi się go odepchnąć, zasnął. 
- Lynch. Panie Lynch!- zdenerwowała się nauczycielka. Miła to ona nie była.
- Czego mnie budzisz, pierniku nieogolony?- jęknął podnosząc głowę. Klasa zrobiła głośne "Uuuuuu...".
- Coś ty powiedział?
- Odwal się. 
- Jesteśmy na lekcji matematyki, niektórzy chcą się czegoś nauczyć- przypomniała mu belferka. 
- Mam to inaczej powiedzieć? Dobrze. Odpierwiastkuj się ode mnie, ty ilorazie nieparzysty, bo jak cię zalgorytmuję, to ci zbiór zębów poza nawias wyjdzie. Łyso? No tak, pani ma łysinę..
- Do dyrektora, ale to już!- rozkazała i rzuciła w niego zeszytem.
- Dobrze, od razu zgłoszę przemoc wobec uczniów- szepnął i poklepał ją po ramieniu. 
- Czekaj, nie trzeba od razu zawiadamiać dyrektora, siadaj i nie przeszkadzaj- powiedziała już spokojniejszym głosem. Blondyn usiadł i puścił mi oczko. Przewróciłam teatralnie oczami i kontynuowałam notatki..........................


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Początek pisała Alex, a resztę ja. Nie chce mi się tutaj pisać. 
Klaudia :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
Hehe już 4 rozdzialik :D Tak moja kochaniutka Klaudia się tak rozpisała że moja mina była taka :o jak zobaczyłam rozdział xD No ale to bardzo dobrze bo choroba mnie dopadła a nazywa się ona Koszmarny Brak Weny. Także kochani liczymy na duuuużo komentarzy ;) Rozdział R5 pojawi się już niedługo ;)
Alex ;D

2 komentarze: