środa, 29 października 2014

Rozdział 25

♥♥ Ross ♥♥
Wymyślę coś dla niej, ale dopiero jak się wyśpię, bo inaczej wyglądam jakbym był na haju. Poza tym, teraz jest... 7:07.
   Uwaliłem się z pomrukiem na poduszkę i zamknąłem oczy, aż tu mi do pokoju wpada Rydel.
- Ross, błagam cię. Ogarnij trochę w pokoju, bo wejść nie można.
- Ale to jest moja obrona.
- Obrona przed czym?
- Na przykład przed wkurzonymi byłymi laskami- ziewnąłem.
- Brak mi słów do ciebie, wiesz? Chciałam ci powiedzieć, że wychodzimy. Pa- powiedziała, a ja jej tylko odpowiedziałem:
- Tia, nara.
Po jakimś czasie słyszałem, że odjeżdżają spod domu, a kilka minut później, ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Ledwo przytomny, poczochrany, z poklejonymi oczami, w bokserkach, zszedłem otworzyć. Rozpoznałem głos Laury.
- Oj, sorki. Nie obudziłam cię? To dobrze. Jest Riker?- zapytała oschle.
- Skąd taki ton?
- Nie twój interes, odpowiedz!
- Laura, oni wyszli już...
- Cholera jasna- warknęła wściekła i chyba smutna jednocześnie.
- O co ci chodzi, co?
- Nieważne...- odpowiedziała tym razem na pewno smutna. 
- Jeny, czemu ty znowu płaczesz?- spytałem, a ona tylko się do mnie przytuliła i nie puszczała. Zaskoczyło mnie to, ale i obudziło.- Dobra, mów o co chodzi.
- O to, że.... a nieważne, pa- szepnęła i odeszła do siebie.  Poszedłbym za nią, gdyby nie to, że rodzeństwo zostawiło mi kundla do opieki i tak się składa, że ten kundel usiadł mi na drodze.
- Ale weź odejdź- rozkazałem mu, a to coś tylko pomachało ogonem.
- Czego zacieszasz? Ze mnie?
Kolejne pomachanie.
- No czy tobie się coś przegrzało pod tymi kłakami? Co ty se robisz? Weź się rusz i odejdź mi stąd. Na dworek nie wyjdę. A jak mi spróbujesz do wyra wskoczyć, to ci żarcia nie dam- zagroziłem i poszedłem do swojego pokoju. Chwilę zajęło mi znalezienie telefonu, ale, gdy w końcu mi się udało, zadzwoniłem do Rikera:
Riker- Ross, ja prowadzę.
Ross- No przecież wiem. Chciałem się tylko zapytać, czemu Laura cię szukała?
Ri- Chciała ze mną pogadać, ale musieliśmy jechać ten koncert załatwiać. Miałeś iść z nami, ale oczywiście wolałeś spać. Co my jesteśmy, R4? Czy R5?
Ro- R5, ale nie o tym gadamy!
Ri- Chciała się pożalić komuś, komu ufa. Z tobą nie rozmawiała? Oj jak przykro, ciekawe dlaczego...
Ro- Ty, bez takich mie tu! Powiesz mi, o co jej chodziło?
Ri- Nie, sam ją zapytaj. Ja nie mogę gadać, pa!
Ro- Riker, ty cwelu jeden, nie rozłą.......się- nie zdążyłem.
 Walnąłem gdzieś telefon i wybrałem jakieś ubrania na dzisiaj. Z krzesła wziąłem czarną koszulkę na ramiączka, z kąta jeansy z przetarciami na kolanach no i oczywiście Conversy czarne. Ubrałem się i wyszedłem z łazienki, a w pokoju zastałem miłą niespodziankę. Laurę.
- Jak weszłaś?
- Zostawiłeś otwarte drzwi.
- Powiesz mi, dlaczego jesteś taka smutna?
- To przez... przez rodziców- powiedziała, spuszczając wzrok. Podszedłem bliżej.
- Rodzice? No tak, oni zawsze coś spieprzą... Co zrobili?
- Wczoraj rano gadałam z tatą i obiecał mi, że dzisiaj przyjadą, a dzisiaj o 6:40 napisał mi smsa, że coś im wypadło w pracy, jakiś wyjazd i będą za miesiąc dopiero- wyznała.
- Ale może tak powiedział, żeby ci zrobić niespodziankę i przyjechać?
- On? Niee... on z pracą nie żartuje.
- Może to niewłaściwy moment, ale wpadnij wieczorem. Jak nie oni, to ja cię pocieszę. Ale nie w ten "mój sposób", tylko.. inny- zaproponowałem.
- To znaczy?
- Przekonasz się ja przyjdziesz- mruknąłem jej na ucho, wziąłem kurtkę z podłogi i wyszedłem, zostawiając ją w niepewności. Tak się zamyśliła, że nie zauważyła nawet jak mijając ją, wyjąłem jej telefon z kieszeni. Widać jak na nią wpływam.
   Mówi, że rozmawiała z tatą, tak? To teraz ja sobie z nim pogadam....

♥♥Narrator♥♥

ROZMOWA TELEFONICZNA:

Damiano- Lau, mówiłem ci, żebyś nie dzwoniła jak jestem w pracy.
Ross- Ja nie jestem Laura...
D- Kto mówi? Czemu używasz telefonu mojej córki?
R- Przyjaciel Laury. Ja dzwonię w spr...
D- Posłuchaj mnie, młody człowieku. Czy ona w ogóle wie, że masz jej telefon? I jaki przyjaciel?
R- Ro... Brad. Tak, wie, sama mi dała. Dzwonię do pana w s...
D- Brad? A masz głos jak ten bezczelny Ross...
R- Wcale nie bezczelny, bez takich! Niech mi pan łaskawie nie przerywa, okej?!
D- Jak ty się do mnie odzywasz?
R- Normalnie! Dzwonię, aby poprosić, żebyście państwo przyjechali do Laury.
D- Dlaczego mam cię słuchać?
R- Bo mam wrażenie, że będąc rodzicem, powinien pan bardziej interesować się dzieckiem, niż pracą. Najwyraźniej ma pan ją gdzieś. Szkoda, że pan nie widzi jak pańska córka przez was płacze. Nawet nie zdaje pan sobie sprawy z tego, że tak się załamała, że wdała sie w towarzystwo tego całego Lyncha... - skłamał Ross.
D- Laura i on?!
R- A Vanessa z jego bratem.
D- ............... Naprawdę cierpi?
R- Bardzo...
D- To gdzie mamy przyjechać?
R- Ooo, jak miło. Do Los Angeles, dom naprzeciwko pańskiego, taki biały. O 18:30. Dzisiaj. Laura u mnie będzie, do widzenia.
D- Do widzenia...

♥♥ Ross ♥♥
No może zadowolony nie był jak mu powiedziałem o sobie i Laurze, ale przynajmniej się zgodził przyjechać. Teraz tylko się zastanawiam, jak wielki ta brunetka musi mieć na mnie wpływ, żebym tak cholernie się zmienił... Wróciłem do Laury, żeby jej potajemnie oddać telefon i tak się złożyło, że akurat go szukała. Szybko rzuciłem go na kanapę i pokazałem, że tam jest.
- No więc, 18:00 przyjdę po ciebie i tu wrócimy, okej?- zapytałem.
- Tia... - odpowiedziała ponuro i wyszła. Jak jakaś zjawa!
Zrobię coś do żarcia tylko i już. W pół godziny raczej zje, a potem jej rodzice przyjdą. Zadzwoniłem po moją bandę i zrobiliśmy wypad na miasto.

~~~~ 8,5 godziny później ~~
Jest 17:30, a ja leżę na kanapie w salonie i nie mam zamiaru ruszyć dupy, żeby coś upichcić. Z chęcią zamówiłbym z jakiejś knajpki dostawę do domu, ale nie chce mi się szukać ulotek. Tak leżałem... i leżałem... i leżałem... a tu mi dzwoni telefon:

Narrator

ROZMOWA TELEFONICZNA:
Ross- Noooom..?
Ellen- Witam, z tej strony Ellen Marano, mama Laury. Kto mówi?
R- Eeee... skąd pani ma mój numer?
E- Miło poznać, panie "skąd pani ma mój numer".
R- O jeeeny, jestem Ro.. Brad! Mam na imię Brad.
E- No więc, Brad, spóźniliśmy się na samolot i nie wiem, czy będziemy.
R- Ale jak?! Było ruszyć du.... Mogli państwo wcześniej wyjść!
E- Przykro mi, do widzenia.

♥♥ Ross ♥♥
Skoro nie przyjdą, to muszę wstać i zabrać się do roboty. O 18:00 poszedłem po mojego kotka, a gdy usiadła przy stole, nałożyłem jej jedzenie.
- Wow. Ty chyba chcesz, żebym była pasztetem, co?- zażartowała.
- Kochanego ciałka nigdy za wiele...
- Czyli gustujesz w pasztetach, tak?
- Tego nie powiedziałem...- obroniłem się.
- Jaaaaaasne...
- Jak słońce, nie? A teraz siadaj i jedz- mruknąłem, kładąc jej ręce na talię.
- E, bez takich- strzepnęła je i usiadła.
Po jedzeniu zapytała się mnie, dlaczego nie chcę znać swojej matki.
- To długa historia... Nie chcę o tym mówić- syknąłem zimno.
- Może ci pomogę jakoś?
- Pff... Cofniesz przeszłość? Nie.
- Nie, ale mogę cię wysłuchać- nalegała. Dobra, w dupie z tym.
- Po prostu mnie zlewała i zostawiła nas z ojcem, a jak moje rodzeństwo wychodziło beze mnie, jak zawsze, to on sobie do domu dziwki przyprowadzał. Serio nie chciałabyś takich rodziców, więc nie narzekaj na swoich. Masz bardzo łatwo w życiu.
- Nie narzekam na nich. Kocham ich. I nawet nie mów, że mam łatwo, bo tak nie jest. Fakt, jestem dziewczyna, ale przeżyłam więcej niż ci się wydaje.
- Raczej nie to co ja...
- No nie. Ale i tak ci nie wierzę, że się ciąłeś- oznajmiła z przekonaniem.
- A nie widziałaś, że chodzę w kurtce, długim rękawie, a jak już mam krótki, to mam bandanki na nadgarstkach?- zapytałem.
- Myślałam, że to element stroju, po tobie niczego nie można się spodziewać- przyznała i  spojrzała się na moje ręce na stole.
- Co, chciałaś zobaczyć?- spytałem, speszyła się.
- Nie wiem, to chyba za dużo na moje nerwy.
- Skoro nie wierzysz, to patrz- powiedziałem i podciągnąłem rękawy od bluzy. Pokazałem Laurze blizny, a ta zbladła. Jeździła po nich delikatnie palcem, jakby bała się, że mnie to boli.
- Tylko ty jedyna o tym wiesz- szepnąłem i schowałem te błędy z przeszłości.
- Aaa.... nadal masz te żyletki, czy wyrzuciłeś?- zapytała oschle.
- Wyrzuciłem, ale jedną zachowałem.
- Idiota z ciebie. Przecież to musiało boleć, a ty to tyle razy robiłeś- skarciła mnie i w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Właśnie chodzi o to- wstałem- że ten ból był najlepszy i najgorszy za razem- podsumowałem i poszedłem otworzyć drzwi. Byli to rodzice Laury. Jednak przyszli, a to niezdecydowane osóbki, no. Ale jak mnie zobaczyli, to pomyślałem, że padną trupem.
- Przepraszamy, pomyłka- powiedziała pod nosem kobieta.
- To nie pomyłka. Lau jest u mnie.
- Ale ty nie jesteś Brad- warknął tata Laury.- Ty jesteś Ross Lynch, ten drań, o którym wszyscy piszą.
- To kłamstwa- zapewniłem.
- Ona tutaj jest?
- Nom. Laura, kotku! Ktoś do ciebie!- zawołałem ją. Specjalnie powiedziałem "kotku", a mina jej ojca była straszna.
- Mówiłam, żebyś nie nazywał mnie kotek. Nie jestem żadnym zwierzęciem, więc nie.. O matko!- krzyknęła zszokowana i szczęśliwa. Z bananem na twarzy ich przytuliła, a oni mocno to odwzajemnili. Ciekawe jakie to uczucie, być kochanym przez rodziców...  Oni się witali, a ja stałem oparty luźno o framugę drzwi i czekałem aż skończą.
- Skąd wiedzieliście gdzie będę?- zapytała uradowana Laura. Damiano spojrzał się na mnie niechętnie.
- Ten.. "Brad" nas poprosił. Czeka nad długa rozmowa, młoda damo- pogroził jej, ale był uśmiechnięty, więc mu nie wyszło.
- Serio to zrobiłeś? Ross, kocham cię normalnie!- pisnęła radośnie i rzuciła mi się na szyję. Cała nasza trójka była nieźle zdziwiona tym, ale, jak to zwykle ja, zamiast ją przytulić, zrobiłem jej rodzicom na złość i ją czule pocałowałem. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na długość i ogólnie może być? Zdania mogą być chu... dupne, bo pisałam fragmenty na przerwach, zamiast się uczyć, ale cicho xD Nie wiem kiedy next, ale mam zajebiaszczego pomysła i ostrzegam, że możliwy wyciskacz łez. Zdradzę tylko, że Ross przy czymś zmięknie i coś takiego się wydarzy na plaży............ Ale ma być dużo komentarzy ☺
Klaudia ☺

sobota, 25 października 2014

Przypomnienie

UWAGA
Przypominam Wam o tym, że niedawno był dodany rozdział 24 i nie wiem, czy czytaliście, bo jest najmniej wyświetleń. Mówię to, żeby potem przy nexcie nie było "Eee... co tu robi Stormie?!", albo "Dlaczego Ross to zrobił, jak mógł?!" itd. Kiedyś na innym blogu tak miałam i niektórzy wmawiali mi, że dodałam rozdział nie na tego bloga, chociaż to oni poprzedniego nie przeczytali XD
Więc do nexta :*
Klaudia

niedziela, 19 października 2014

....

Drogi czytelniku proszę o przeczytanie poprzedniego postu zanim zaczniesz czytać tego :)
.
.
.
.
.
.
..
.
.
..
.
.
.
.
..
.
.

.
.
.

.
.
.
.
.
..

.
.
..
.
.
.

.
.
.

(..) odeszła....z urlopu!!!! :D Tak tak wróciłam :3 Wiem, że się cieszycie więc dam wam chwilkę na uwolnienie emocji............................................................ok wystarczy xD Soooooo więc tak, wróciłam i się cieszę bo mam dużo pomysłów :)  Jeśli macie jakieś propozycje do rozdziału to piszcie w komentarzu ;)
 Kocham was! 
                                                                    Alex <3

Czy to już koniec? :c

Cześć wszystkim....z bólem serca oznajmiam wam, że Alex odeszła...

.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
..
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
Następny post ----->

piątek, 17 października 2014

Rozdział 24

♥♥Oczami Laury♥♥
Spojrzałam na naszą nową wychowawczynię, a potem na Rossa obok. Byłam w szoku, pierwszy raz nie cieszył się na widok jakiejś kobiety, wow. Patrzył się tylko na nią wytrzeszczem i nic nie mówił.
- Dzień dobry. Jak wam już powiedziała poprzednia nauczycielka, jestem waszą nową wychowawczynią. To prawda, że jesteście najgorszą klasą w szkole?- zapytała miłym głosem. Klasa, natomiast, greckim chórem odpowiedziała przeciągle "Nieee...".
- Kilku takich typów jest tutaj...- ostrzegł jeden chłopak, na co Ross zmroził go wzrokiem.
- Kilku? Czyli na przykład kto? Słyszałam o jakimś Rossie, to od was? - spytała podejrzliwie. Wszyscy spojrzeli się na blondyna.
- Skoro mnie znasz, to po chu... to po co o mnie pytasz? - warknął Lynch.
- Ross, znają cię wszyscy. I proszę cię, odnoś się do ludzi z szacunkiem.
- A czy ty mnie szanowałaś?- szepnął, ale ona nie odpowiedziała. Po jakiejś chwili ktoś zadał pytanie:
- To pani zna Rossa?
- Tak znam. To jest...
- Zamknij się!- krzyknął blondyn, gwałtownie wstając i przy okazji przewracając krzesło.
- Ross, proszę cię. Prędzej czy później i tak to wyjdzie na jaw.
- Myślisz, że nie wiem? Wiesz jak się teraz czuję? Żeby matka, która mnie zlewała, nagle pojawiła się i była nauczycielką... Jeszcze odejdziesz- warknął i wyszedł szybko z sali, prawie niszcząc drzwi. Mi się wydawało, czy miał szkliste oczy?
- No więc, wracając do tematu. Nazywam się Stormie Lynch i jak już wiecie będę waszą wychowawczynią i jednocześnie nauczycielką wdż. Hmm... powiedzcie mi coś o sobie. Zacznijmy od numeru 1.........

♥♥Oczami Rossa♥♥
Jeszcze brakuje, żeby matka mnie uczyła! Extra, po prostu... Nie będę już przeklinać, ale jak mi narobi siary przed szkołą, to się wypisuję. Po tym, jak nas zostawiła, tak o, przychodzi sobie nagle i myśli, że wszystko będzie okej. A mnie wkurzyła teraz. Wszedłem do szkolnego kibla i zadzwoniłem do Rydel.
Rydel- A ty nie masz lekcji teraz?...
Ja- Co matka robi u mnie w szkole?!
R- Co?!
J- Gówno! Jest nową wychowawczynią, zajebiście!
R- Ale co ona tu robi?... Ona była we Włoszech i nagle przyjechała?
J- Chyba chce się pogodzić, ale ja dziękuję za taką "kochaną mamusię". Przez 15 lat nas olewała. W ogóle się nie interesowała, zgaduję, że też o nas zapomniała.
R- Ty płaczesz?
J- Nie, ale zaraz wracam do domu. PA.
Rozłączyłem się i rzuciłem telefonem o ścianę. Tak, Rydel dobrze mówiła. Pierwsza łza od kilku lat pociekła po moim policzku, akurat jak wychodząc z kibla, wpadłem na Laurę. Była już przerwa.
- Czekaj. To była twoja mama?- zapytała brunetka, stając na przeciwko mnie. Szybko starłem łzę.
- A co cię to obchodzi?
- Widziałam jak zareagowałeś.
- Po prostu nienawidzę tej kobiety, nie będę ci się zwierzać!- krzyknąłem i lekko odepchnąłem ją na bok, bo tarasowała mi przejście. Wiem, taki ze mnie zimny drań, że nie szanuję dziewczyny, w której jestem zakochany. Skierowałem się do wyjścia, ale wtedy przypomniało mi się, że w sali zostawiłem plecak. Kuurr....cze, jak spotkam tę kobietę tam, to nie wiem co zrobię. Może znowu popsuję kilka temperówek... (niektórzy wiedzą o co chodzi.... ~~K.) Ale wolę tego nie powtarzać.
Wszedłem po cichu do klasy. Myślałem, że jest pusta, do czasu, aż z zaplecza wyszła... no ona, no.
- Ross, porozmawiajmy- powiedziała, stając naprzeciwko mnie.
- Nie mamy o czym. A teraz suń się, bo idę do domu.
- Odzywaj się do mnie z szacunkiem, dobrze? Mogę iść z tobą?
- Nie. Odejdź, bo mnie wkurzasz!- krzyknąłem i usiadłem na ławkę.
- Przyjęłam tę pracę, aby się do ciebie zbliżyć i naprawić stare błędy. Chciałabym też pogodzić się z resztą. Zaprowadzisz mnie do nich? Czy mam poszukać adresu w szkolnych papierach?
- A se szukaj, ja spadam- warknąłem, ale znowu mnie zatrzymała, ugh....
- Czekaj. Wstydzisz się mnie? Czy po prostu mnie nie kochasz?- zapytała niepewnie. Nawet nie zastanawiałem się długo nad odpowiedzią. Syknąłem po prostu bez uczuć:
- Wiesz co? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, "mamo", jak dobrze było, gdy myślałem, że nie żyjesz. Tyle ci mam do powiedzenia.
Wyszedłem z sali, gniewnie trzaskając drzwiami i szedłem dalej nie odwracając się za siebie.

Następny dzień:
- Ross, pójdziesz do szkoły i nie marudź!- krzyczała mi Rydel do ucha, gdy ja sobie drzemałem.
- Nieeee...
- Bo zadzwonię po Ratliffa!
- Ale ta szkoła śmierdzi piwnicą, weź!
- Przecież wiem, chodziłam tam. Riker myślał, że śpię w piwnicy...
- Ale..
- Eeee! Nie ma żadnego "ale"! Won mi kurde do budy, już!- rozkazała, ale ja nie reagowałem.
- Rydel, Laura przyszła!- zawołał z dołu Rocky.
- O fuck...- mruknąłem i szybko zerwałem się z łóżka. W sumie, nie zaszkodzi po wkurzać matkę... Dlatego pójdę do tej cholernej szkoły, żeby się obwalili. Gdy wróciłem z łazienki, w moim pokoju ( w którym jak zwykle panował idealny "porządek") siedziała Laura i rozmawiała przez telefon. Zgaduję, po temacie i niektórych słowach, że ze swoim tatą.

~~Narrator~~

ROZMOWA TELEFONICZNA:
Laura- Ile razy mam ci powtarzać, że już się dobrze czuję?
Damiano (tata)- Ale martwię się o ciebie, wczoraj mówiłaś, że ci niedobrze.
L- Ale już jest dobrze. Lepiej powiedz co tam u was w Hiszpanii?
D- Tęsknimy za wami. Mama ciągle mówi, że chce was zobaczyć i porozmawiać o chłopakach... Jak niedługo przyjedziemu, to sobie pogadacie
L- To te rozmowy będą dość długie.
D- Czy powinienem o czymś wiedzieć? Daj mi namiary na niego, już ja go sobie przejżę. Mów mi wszysztko.
L- Ehh... Hm.. Namiarów ci nie podam, bo nie ma po co. Jeszcze nie mam chłopaka, a nawet jeśli ktoś mnie adoruje, wcale nie mówię, że tak jest, ale tak, czy siak... nie chciałbyś go poznawać. Pewnie o nim słyszałeś sporo rzeczy...
D- Pfff.. Ross Lynch to na 100% nie jest, więc czego się boisz? Po prostu powiedz jak się nazywa. Mordercą, bandytą, gangsterem, albo bad boy'em zaczej nie jest.
L- Ehhmmm... No właśnie! To wcale nie jest Ross Lynch, no przecież! Wiesz.. zaraz mam lekcję, muszę kończyć, pa. Kocham cię.
Rozłączyła się i spojrzała na Rossa, który jeździł po niej swoim uwodzicielskim wzrokiem.
- Tatuś na mnie skarżył?- zapytał, powstrzymując się od śmiechu.
- Nieee, wypytywał o chłopaków. Ma nadzieje, że ty mnie nie adorujesz, bo słyszał o twoich wybrykach. I mam prośbę. Której pewnie nie spełnisz, ale dobra. Jak moi rodzice mnie i Van odwiedzą, trzymaj się od nas z daleka.
- Nie obiecuję, że to zrobię, ponieważ bardzo interesuje mnie twoje zacne towarzystwo, a już kilka godzin jest potworne...- powiedział, udając powagę.
- Ugh.. Tata mnie przetrąci.. Okej, idziemy do tej szkoły, czy nie?
- Nie.
- Rydel, my wychodzimy. Na razie!- krzyknęła Laura i poszli do szkoły.

♥♥Ross♥♥
Nie patrząc na resztę mojej klasy i na matkę, usiadłem z Lau na naszych miejscach i zaczęło się wychowanie do życia w rodzinie. Kiedyś moja ulubiona lekcja, teraz - koszmar. Stormie kazała nam ustawić krzesełka w kółko i usiąść według numerów z dziennika. Musieliśmy powiedzieć, jak nazywa się osoba po prawej i jak najwięcej informacji o niej, a potem zmiana. Oczywiście Laura jest po mnie w dzienniku, więc siedziała po prawej stronie. Jak nadeszła moja kolej, powiedziałem:
- Ta oto dama, to Laura Marie Marano. Piękna siedemnastolatka, której rodzice pracują w Hiszpanii i uważają mnie za gangstera. Dziewczyna, która jako pierwsza mi nie uległa przy pierwszym spojrzeniu... no i to po prostu zajebista laska. Koniec.
I w tym momencie, wszystkie inne dziewczyny w klasie, spojrzały się na Lau z taką zazdrością, że ja pierdziu. Teraz ona musiała powiedzieć coś o mnie. No ciekawie...
- Ee.. Ross Lynch... Jest w zespole muzycznym, ma psa, braci i siostrę... 17 lat. Interesuje się pannami... Nie wiem! Umie gotować? Chyba.. Hmm... Jest niegrzeczny.. A, to utleniany blondyn! I nie wiem co jeszcze- wymamrotała i zadzwonił dzwonek. Teraz matma, fuck! Kolejna pała do kolekcji. Poszedłem do swojej szafki po książki, a potem do sali. Jak zwykle usiadł na ławce, a jak nauczycielka kazała mi zejść, naplułem jej na buty. Za karę, poprosiła mnie do tablicy, do jakiegoś chujowego przykładu i tak stałęm ponad połowę lekcji, zarabiając parę uwag za przekleństwa i pyskówki.
- Lynch, oblicz po prostu pierwiastek z 1733,598! To nie jest trudne- mówił ten stary piernik.
- Wkurw... mnie! Powtarzam ci kurwa, że nie zrobię tego cholerstwa! Nie wiem jak to obliczyć, nie mieliśmy tego!- kłóciłem się z nią, a ta tylko wpisywała mi kolejną uwagę.
- No brawo, brawo. Jeszcze z dwie uwagi i będzie nagana od dyrektora, a przypominam ci, że będziesz wtedy wydalony ze szkoły.
- No ty chyba sobie jaja robisz- warknąłem.- Mogę chociaż wiedzieć, jak się wylicza pierwiastek z ułanka, czy  proszę o zbyt wiele?
- Wszystko jest w podręczniku, powinieneś to umieć.
- Ja pierdolę, ale tego nie umiem, kumasz?!
- Proszę pani, ale my tego nie przerabialiśmy- odezwała się jakaś panna z końca klasy.
- Nie z tobą teraz rozmawiam. A na ciebie, Ross, szkoda mi nerwów. Siadaj, masz pałę.
- Wystarczy mi moja jedna, odrzucę propozycję.
Usiadłem z powrotem na ławce i na złość nauczycielce, rzułem gumę. Wiedziałem, że ją to wkurza, o to chodziło. Widziałem ten wzrok, którym mnie świdrowała.
- Wypluj gumę do kosza.
- Nie.
- Mam wezwać twoich rodziców do szkoły?!
- Ale żucie gumy poprawia koncentrację i wydajność mózgu, dzięki czemu na matematyce osiąga się najwięcej sukcesów- powiedziałem.
- I sam to wymyśliłeś?
- Czytałem z wystawy.
- Wyjdź z sali i kończysz lekcję na korytarzu, już! A tylko spróbuj uciec!- rozkazała i w tym momencie: "dryyyyyń" dzwonek. Uśmiechnąłem się do niej. Następny był basen. Kolejna jedynka za brak stroju. Trudno. Po jeszcze kilku lekcjach, zrezygnowałem i poszedłem na deskę do skateparku. Mam gdzieś, że z chemii był sprawdzian. Spotkałem się z gangiem, a wieczorem poszliśmy na imprezę. Do domów wróciliśmy rano. No jasne, że wcaleeee nie piliśmy. Nic a nic. W ogóle nic nie paliłem i nie spędziłem nocy z dziewczyną w pustym pokoju. A w domu jeszcze z tym kundlem Roko.. ugh! Do łóżka mi nasrał, a potem pół godziny gapił się na drzwi. Mówi się do niego, macha szynką przed nosem, ale nie. Zamknięte drzwi są o wiele ciekawsze od mięska.
     Okej, dzisiaj sobota, rodzeństwo wybywa, więc przygarniam Lau do siebie. Kit z tym, że miałem nastroić sobie gitarę, wolę Laurę. Po prostu nie mogę, z nią jest inaczej, niż z innymi. Muszę na dziś wymyślić coś extra...

************************************
Beznadziejaaaaa!! Tyle powiem na ten temat. Długo nie było rozdziału. Znowu. Ale tym razem miałam pomysł i wiedziałam jak napisać rozdział, tylko nie miałam jak -,-
Do napisania, Klaudia ♡

sobota, 4 października 2014

Rozdział 23

 18+
Oczami Laury:
Ross położył mnie na łóżku i ułożył się obok, blokując mi drogę do ucieczki.
- Nawet o tym nie myśl- warknęłam, gdy tylko zobaczyłam, gdzie wędruje jego wzrok.
- Podziwiam twoje atuty- mruknął zadowolony i podparł się ręką.
- Ale nie musisz mi się gapić na cycki!
- Oj muszę, muszę. Uwierz mi, kochanie.
- Nieee, najpierw był kot, potem mała, mysz, Lari, a teraz kochanie. Świetnie! Masz coś jeszcze?
- Oj pewnie, mordko ty moja- zaśmiał się, a potem wytarmosił mi policzki.
- Dasz mi spokój?- warknęłam i wstałam. On także. Stanął naprzeciwko mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. No nie powiem, dziwnie się poczułam. I to bardzo dziwnie.
- Ty serio tego nie widzisz?- zapytał po cichu, spuszczając delikatnie głowę.
- Ale czego?
- Tego, że... kurwa, wkurzające to jest. Pierwszy raz nie potrafię czegoś powiedzieć! Nosz...
- Ej, ogarnij się i wyrzuć to z siebie. No chyba nikogo znowu nie zabiłeś, co?
- Nie... raczej nie. Chyba, że o czymś nie wiem. Ale chodzi o to, że.. kurwa, no nie interesuję się tobą jak innymi laskami, okej? I dziwnie się przez to czuję- syknął i opadł na łóżko.
- Przecież ty nie wiesz co to miłość, to jak to odróżniasz?- spytałam zszokowana jego "wyznaniem".
-  A czy ja mówię, że to m...mi... mił..ość?- wydukał.
- Noo.. mniej więcej. Ale jakoś ci nie wierzę. Musiałbyś mi to jakoś udowodnić- mruknęłam, siadając obok niego. Chwila, czy teraz bawię się w Rossa?!
- Jak? Tylko z tobą tak długo utrzymuję kontakt, po raz kolejny jesteśmy w łóżku...
- Z iloma dziewczynami się pie.. ile razy to robiłeś, tak chyba lepiej.
- Yyy.... Dużo... Ale.. no... ja... Fuck! Okej. Moja dupa jest dla wszystkich, ale serce dla ciebie. No i już nie jestem sobą, świetnie!- zdenerwował się.
- Spokojnie...
- Laura, ty wiesz jak ja się mogę uspokoić. Tylko TY musisz mi pomóc...- mruknął, już uśmiechnięty, mi do ucha.
- Wiesz... zawsze możesz posłuchać muzyki, albo.. porysować? Napisać... wiersz?- jak tylko to powiedziałam, wybuchnął śmiechem. Haha, no czego ja się spodziewałam? On.. i wiersze?!
- Co ty.. drewno wąchałaś? Haha- wyśmiał mnie. Znowu.
- Widzisz? Już się uspokoiłeś.
- Ale w środku się gotuję ze złości na siebie. Więc... z chęcią mi pomożesz się tego pozbyć- szepnął uwodzicielskim głosem i delikatnie popchnął mnie na pościel. Upadłam, a on zawisnął nade mną.
- No i zaczynasz. Weź tak na mnie nie patrz, bo oszaleję!- jęknęłam, gdy napotkałam jego wzrok. Ach, te hipnotyzujące oczy...
- To się cieszę, że mam takie oczy... - uśmiechnął się. Czyli ja to powiedziałam na głos?! Ale ten uśmiech... Kurr.... 
- Nieee, tyto już się lepiej nie odzywaj- powiedziałam ponuro, odwracając wzrok. Ale nie pomogło. Zbliżył swoją twarz do mojej i zaczął całować. Sama się sobie dziwiłam, ale... odwzajemniłam to. Lubię to i nienawidzę jednocześnie! Chore!
  Zaczął jeździć palcami po mojej ręce, a ja się przysunęłam bliżej niego. No i extra, teraz nie panuję nad sobą! On ma w sobie za dużą moc przyciągania, a najgorsze jest, to, że umie to wykorzystać. Złapał mnie w talii, lekko unosząc do góry i sadzając mnie na swoich kolanach. Przestał mnie całować i spojrzał na chwilę w oczy. Potem delikatnie, powoli złapał za rąbek mojej bluzki i głaszcząc mi przy tym brzuch, podciągnął ją do góry. Złapałam go za tył głowy, po czym zbliżyłam swoje usta do jego, a blondyn ściągnął ze mnie koszulkę. Tym razem było inaczej, niż ostatnio. Ross okazywał więcej... uczuć, czułości. Nie, żeby tylko przelecieć i zostawić. To co innego. Uśmiechnęłam się pod nosem i również zdjęłam mu koszulkę. Przez krótką chwilę przypatrywałam się drobnemu tatuażowi na jego klatce piersiowej i zaczęłam jeździć palcami po jego mięśniach. Swoimi zgrabnymi palcami rozpiął mi stanik i zdecydowanym ruchem, rzucił go gdzieś w kąt. Wstaliśmy, Ross mi całował szyję, a ja zsunęłam z niego spodnie. Był tylko w czarnych bokserkach. Po chwili zrobił to samo ze mną. Wylądowaliśmy na miękkiej pościeli, tonąc w swoich pocałunkach i zapominając o świecie wokół. Gdy już byliśmy bez bielizny, Ross wyciągnął z kieszeni w kurtce prezerwatywę (nie wnikam, czemu nosi je w kurtce) i użył jej, po czym spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Pokiwałam twierdząco głową, a on delikatnie i powoli we mnie wszedł. Cicho jęknęłam. Wykonywał powolne ruchy, chociaż z czasem przyspieszał. Jak już w końcu doszliśmy, Ross opadł zmęczony na pościel obok, po czym przykrył mnie kołdrą.
- Bolało?- zapytał po kilku minutach.
- Tylko trochę. Ale mam pytanie. Dlaczego dzisiaj robiłeś to inaczej?
- To znaczy?...
- Delikatniej, czulej... i tak dalej?
- Sam nie wiem. Mówiłem ci już, że z tobą jest inaczej, niż z innymi pannami- wytłumaczył. Ledwo patrzyłam na oczy, więc tylko się wtuliłam w niego (mówiłam, że on na mnie działa i nie kontroluję się) i szybko zasnęłam.

Następny dzień, Riker:
Wczoraj na kolacji ciotka rozwaliła krzesło. Tyle powiem. Wujkowi zaś wpadła sztuczna szczęka do kibla i podróżowała po rurach. A w nocy nie mogłem spać, bo pod oknem jakaś babka wrzeszczała "Tak, wcale cię nie kocham! Eee, to znaczy kocham!". Jak się już łaskawie przymknęła, to Rocky zaczął gadać przez sen o jakiś latających cebulkach, w co wcale nie wnikam. Jeszcze miałem z nim pokój, fajnie. Taka piękna noc. Rano po śniadaniu pożegnaliśmy się z ciocią oraz wujkiem i wróciliśmy do domu. Oczywiście nikogo nie było, bo po co? Rydel zadzwoniła po Ratliffa i gdzieś poleźli, Rocky poszedł na miasto, a ja i Ryland zostaliśmy sami. Siedzieliśmy tak przed telewizorem, do czasu, jak do domu wpadł Ross z Laurą. 
- A ty młody gdzie byłeś?- zapytałem, wstając. 
- Szczerze? Twoje auto jest na jakimś zadupiu w lesie, bez paliwa. My spędziliśmy świetną noc w chacie, a teraz przywiózł nas śmierdzący drwal. Czy to wystarczająca odpowiedź?
- Wiesz... mógłbyś choć raz powiedzieć prawdę. Zdecydowanie za dużo kłamiesz- stwierdził RyRy. 
- Sugerujesz kurwa, że kłamię?!- zdenerwował się Ross.
- Tak, bo kilka razy do Rika dzwonili ze szkoły, że nie ma cię na lekcjach.
- Macie jeszcze pół godziny do szkoły, więc dzisiaj tam idziecie- rozkazałem bratu i Lau. 
- W sumie... stęskniłam się za klasą. Idę się pakować, pa- powiedziała brunetka i wyszła. Ross poszedł na górę po plecak i również znalazł się na dworze. 

~~Laura, w szkole~~
Razem z blondynem weszliśmy do klasy, gdzie już wszyscy czekali na naszą wychowawczyni. Usiedliśmy na swoich miejscach, a po chwili do sali weszła nauczycielka. Była zdenerwowana i w ręce miała szklankę wody, co oznaczało kłopoty. Wyjęłam, więc zeszyt i zaczęłam coś bazgrolić. 
- Chciałam się z wami pożegnać. Mam przez was załamanie psychiczne! Psychiatrę musiałam sobie wynająć! Lynch sobie nic nie robi z moich ciągłych uwag, nawet teraz coś pisze w telefonie! Nie uczycie się, same skargi są na was! Jesteście najgorszą klasą.. w szkole!! Tak trudno zrozumieć, że nie pyskuje się do nauczycieli, Ross?!?! Muszę brać leki uspakajające, ale to nie działa! Jesteście tylko stadem bezmyślnych ziemniaków! Przedstawiam wam, więc waszą nową wychowawczynię, może ona sobie z wami poradzi! Do widzenia!- wrzasnęła i wyszła, a zamiast niej, przy biurku stanęła jakaś kobieta. Spojrzałam na nią znad zeszytu i doznałam szoku. Przecież to........


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No w końcu jest. Ale walka była spora xD Nie zdradzę kto to pisał, dekle Wy moje :* KC
Tak, tak. Krótki. Ale chyba każdy zna ból, jaki zadaje szkoła. Zgadujcie, kto jest nową nauczycielką i kto pisał rozdział!! Dekle Wy Kochane :*