wtorek, 23 grudnia 2014

II SEZON ♥☺♥

 Rozdział 29

~~ Narrator ~~
 W życiu trzeba oczekiwać nieoczekiwanego. Nigdy nie wiesz co cię może spotkać. Dlatego trzeba korzystać z życia, żeby potem nie żałować, że czegoś się nie zrobiło przed ostatecznym wyrokiem. Dlaczego mowa o wyroku? Dowiecie się w swoim czasie.
 Ale wracając do tematu korzystania z każdej wolnej chwili. Na pewno nie robiła tego teraz Laura. Była zmuszona siedzieć w szkole i słuchać prawienia nauczyciela o tym, co się ostatnio wydarzyło. Że Stormie Lynch odzyskuje przytomność w szpitalu, że Ross jest podejrzany o próbę zabójstwa i czegoś tam jeszcze i o tym, że czeka na wyrok. Młoda Marano siedziała na końcu klasy w kącie i się nie udzielała. Miała nadzieję, że nikt nie będzie zwracał na nią uwagi, ale niestety się nie udało. Nauczyciel na zastępstwie zauważył dziwne zachowanie dziewczyny.
- Lauro, dobrze się czujesz?- zapytał, przerywając swój monolog o przestępczości.
- Mówi pan o nim, jakby nie wiadomo co zrobił- mruknęła pod nosem, dalej rysując po swoim zeszycie.
- Bardzo się przez niego zmieniłaś. Ubierasz się jakbyś straciła duszę.
- A co to pana obchodzi?- odparła znudzona.- Przecież to moje życie i ja decyduję jak się ubieram, nie?
- Zmyj ten makijaż, natychmiast- rozkazał mężczyzna i otworzył drzwi od sali. Cała klasa zwróciła swój wzrok ku Laurze, która mordowała właśnie nauczyciela wzrokiem.
- Nie patrz na mnie w ten sposób, bo zaraz cię wyślę do dyrektora. Proszę iść zmyć ten makijaż.
- Jak wyjdę, to już nie wrócę dzisiaj- ostrzegła z góry.
- Zostajesz po lekcjach do końca tygodnia.
- Dzisiaj piątek- powiedział ktoś z pierwszej ławki.
- Zamknij się- warknęła głośno brunetka i dostała bilet do kozy na dwa tygodnie. Nauczyciel kontynuował swoją wypowiedź na temat BYŁEGO ucznia tej szkoły. Pod koniec lekcji Laura nie wytrzymała i gwałtownie wstała, przewracając przy tym swoje krzesło. Wzięła torbę z ziemi i powoli podeszła do mężczyzny.
- Ten "ON" ma imię, wie pan? To jest ROSS. Przeliterować może? Czy napisać na tablicy? Proszę bardzo- napisała wielkimi literami "R O S S", piszcząc przy tym kredą, po czym rzuciła ją gniewnie na podłogę.- ROSS jest niewinny, bo ROSS jest normalnym chłopakiem z problemami, rozumie pan? Niczego nie zrobił i został niesłusznie oskarżony o to debilne morderstwo, a Stormie też wcale nie jest bez winy! Jak pan nie wie o co chodzi, to niech pan się nie wtrąca, jasne? Nie powinien się pan wyrażać o nim z takim brakiem szacunku! Jest dobrym człowiekiem, sama się o tym przekonałam, więc niech pan za przeproszeniem ogarnie dupę i przestanie go obrażać- napyskowała mu prosto w twarz i wyszła, trzaskając drzwiami. Poszła do szkolnej toalety i zamknęła się w jednej z kabin. Otarła pojedynczą łzę z policzka, a po chwili wyciągnęła telefon. Wybrała numer do Rossa. Od kilku tygodni nie odbierał, teraz także zero sygnału. Postanowiła zadzwonić po tatę.
- Laura, miałaś mi nie przeszkadzać.
- Możesz po mnie przyjechać do szkoły?- zapytała beznamiętnie.
- Znowu? Nie, Laura. Mam dosyć odbierania cię wcześniej ze szkoły, bo kłócisz się z nauczycielami. Wracaj na lekcje.
- Nie wrócę! Źle się czuję... przed chwilą wymiotowałam- skłamała.
- Wczoraj też tak mówiłaś. Mam zadzwonić do dyrektora?
- To przyjedziesz po mnie, czy mam wrócić taksówką?
- ...... Przyjadę. Za pół godziny- uległ, a Laura się wyszczerzyła.
- Dzięki, pa.
Rozłączyła się i wyszła na korytarz. Poczekała chwilę na tatę i wrócili do domu. W samochodzie panowała niezręczna cisza, ale w domu Laura dostała ochrzan.
- A ty nie powinnaś być w szkole?- zapytał Riker, gdy Laura i Damiano weszli do salonu.
- A ty u siebie w domu?- odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Mam pozwolenie- uśmiechnął się, a brunetka przewróciła teatralnie oczami i poszła na górę, aby odłożyć torbę. Potem wróciła do salonu.
- Młoda, przeszkadzasz- powiedziała Vanessa, gdy nastolatka przeszła obok.
- Tak, hej Van. Też się cieszę, że cię widzę. Dzięki, w szkole było okej, wiesz?- syknęła smutno i odwróciła się.
- Oj, nie płacz, Laura. Ona dzisiaj tak cały dzień. Cho no tu- blondyn znowu się wyszczerzył i przytulił Laurę.
- Ty chyba do Nessy należysz, nie? Aha i jeszcze jedno. Ja nie płakałam dzisiaj- zaśmiała się Laura i poszła do kuchni. Już chciała wejść tam, żeby coś zjeść, gdy usłyszała rozmowę rodziców. Postanowiła podsłuchać.
- Jutro przywożą tego całego Lyncha. Mam przy tym być- usłyszała głos taty.
- Wiem, mam go przesłuchiwać. Jeszcze ten od Vanessy... Riker, chce z nim porozmawiać i muszę ich pilnować.
- Najważniejsze, żeby Laura się o tym nie dowiedziała. Nie mam zamiaru patrzeć jak rzuca się temu zwyrodnialcowi w ramiona- warknął zdegustowany, a Laura udając, że nic nie słyszała, weszła do kuchni.
- No siema, co tam?- zapytała z udawanym luzem.- O czym gadaliście?
- O świętach- skłamała mama.- Że jedziemy kupić niedługo choinkę i w ogóle.
- Święta są za miesiąc- przypomniała ponuro.
- Chodziło o ozdoby choinkowe- wtrącił się ojciec. Brunetka pokiwała w zamyśleniu głową.- Wiesz, teraz są tańsze.
- Moglibyście chociaż nie kłamać- rzekła ze spokojem, a po chwili przemyślenia, dodała- Wystarczyło powiedzieć, że planujecie prezent dla Vanessy i powiedzieć, żebym o niczym nie mówiła.
- Idź do siebie, co?
- Nie, wychodzę. Z domu. Wiesz, teraz wszystko jest tańsze- przedrzeźniała tatę i wyszła. Spotkała się z gangiem. Ona jedyna nie miała tatuażu, więc trzeba było to nadrobić. Poszła z Calumem do studia tatuażu, gdzie pracowała kolejna była laska Rossa. Rudy kazał jej wybrać sobie jakiś wzór, a on odszedł z dziewczyną na bok.
- Co z Rossem?- szepnął, bardzo cicho.
- A skąd ja mam wiedzieć? Ten skur... nie odzywał się do mnie od miesięcy- warknęła mu prosto w twarz, a Cal potajemnie wsunął jej do ręki 50 $.
- Chyba się dogadamy- mruknął. Dziewczyna pociągnęła go na zaplecze, żeby Laura się nie zorientowała.
- Dobra, słuchaj. Jutro rano on już będzie przesłuchiwany, ale nie chce, żeby ta cała Laura o tym wiedziała, bo planuje jej zrobić niespodziankę, czy coś... Jo mu pomaga- powiedziała wszystko co wiedziała i wróciła do Laury. Dziewczyna powiedziała, że przyjdzie kiedy indziej zrobić tatuaż.

~~ 2 dni później, Laura ~~
Nie ma to jak wstać o 12:30.  A łeb mnie tak bolał, jakby przejechał po nim pociąg. Podniosłam ociężałą głowę z poduszki i zostałam oślepiona promieniami słońca.
- Auuuła..- zasłoniłam oczy i zwlokłam się z łóżka. Podeszłam do szafy i co? I zderzyłam się z krzesłem. Wybrałam najzwyklejsze w świecie szare dresy i czarny podkoszulek. Poszłam z tymi rzeczami do łazienki. Tam się umyłam, zrobiłam lekki makijaż i niechlujnego koka. Nie miałam zamiaru dzisiaj nigdzie wychodzić. Poza tym, mam całą niedzielę wolną, a w domu nikogo nie ma. Po wyjściu z łazienki zeszłam do salonu. Myślałam, że serce mi stanie. Na środku pokoju stała jakaś dziewczyna jak z filmu o punkówach i emo i wpatrywała się we mnie ciemnymi oczami.
- Kim ty jesteś?- zapytałam przestraszona. Dziewczyna podeszła bliżej. Szybkim ruchem wyciągnęła rękę z kieszeni i uścisnęła moją.
- Joan Stewart. Mów mi Jo. Ty jesteś, 
Laura, nie? Mam nadzieję, że tym razem dobrze trafiłam.
- Tak, to ja. Ale po co mnie szukasz?
- Ross ci nie mówił o mnie?- zdziwiła się.
- Przecież jest w areszcie i czeka na wyrok. A nie? 
Jo pokręciła przecząco głową.
- Dzisiaj wyszedł. Jakieś dziecko powiedziało, że przyszło tam do domu tej babki z ciastem i poprosiło, żeby ta babka je pokroiła i przez "przypadek" się nadziała na nóż. Poza tym ona się obudziła ze śpiączki i zeznała dokładnie to samo, a dodatkowo przyznała się do kradzieży kasy. No a Rossa wypuścili, bo nie mieli ani dowodów na inne niby zbrodnie, ani świadków. No. To się nagadałam...- wytłumaczyła mi wszystko. Prawie wszystko.
- A skąd mnie znasz, wiesz gdzie mieszkam, kim jestem, skąd znasz 
Rossa i skąd masz takie informacje?-zapytałam po raz kolejny.
- Z Rossem poznałam się jak miałam 14 lat.On miał 12. Byliśmy blisko wtedy. 
Ja jako jedyna go wspierałam, gdy trafił do poprawczaka. Tam się poznaliśmy. Byłam jego pierwszą dziewczyną. A teraz przyjaciółką. Dużo opowiadał o tobie, więc można powiedzieć, że to co 
ON wie o tobie, jest też u mnie w główce.
- Kurde, boję się ciebie- zaśmiałam się.
- Nie musisz haha. Z tych opowieści wynika, że jesteś równą babką-przybiłyśmy high five. Pogadałyśmy chwilę. Sporo się o niej dowiedziałam. Joan zostawiła mi swój numer i wyszła, bo brat potrzebował jej pomocy. 
Ja tylko uwaliłam się na kanapę i tak spędziłam cały dzień. Myślałam nad tą całą Jo i o Rossie.



¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤

Udało się ^^ Dodałam rozdział w wigilię, yaaayyyy!

Sorki za wszelkie błędy i za to, że w rozdziale było mało Rossa, ale w nexcie będzie go wszędzie pełno, że tak powiem. 
No to tam wesołych świąt  Wam życzę, aniołki Wy moje :*

...

Chciałam Wam powiedzieć, że next będzie jeszcze w tym roku xd. Ale teraz na serio. Zanim przeczytacie pierwszy rozdział II sezonu, zajrzyjcie do bohaterów ( jedna postać się zmieniła, a inna doszła). No dobra, dosyć tego ględzenia.  

Wesołych świąt, dużo prezentów pod choinką, rodzinnej atmosfery i dużo sukcesów w nowym roku!
  Bo nie wiem, czy będzie jeszcze okazja, żeby złożyć Wam życzenia świąteczne :*

Mikołaj PIXIE Was odwiedzi XD

poniedziałek, 15 grudnia 2014

THE END :'c

Cześć wszystkim :) Mam dla was niestety a może i stety złą wiadomość która dotycz mnie...wiem że Dekiel mnie zabije (R.I.P) ale odchodzę z bloggera przez mój brak czasu na cokolwiek. Mam nadzieję, że Klaudia dalej będzie prowadzić nasze "dzieło". Kocham was!!! <3






Alex 15 lat R.I.P


Rozdział 28 "Ja jej nie zabiłem!"

~~ Rydel ~~
- Rydel, ona leży i się nie rusza, chyba nie żyje...- usłyszałam głos w słuchawce.
- Słucham? Kto mówi, kto nie żyje?
- Ross, kurwa brata nie poznajesz?! Ten babsztyl nie rusza się!
- Kto?
- Stormie...
- Zabiłeś matkę?!
- Nie zabiłem! Jak tu przyszedłem, to już tak leżała! A obok jakiś nóż.
- Dotykałeś go?
- Posrało cię? Mam doświadczenie w tych sprawach, no ale bez przesady, kobiet nie biję!
- Dobra, spokojnie. Sprawdź, czy ona oddycha. Widział cię ktoś?- zapytałam.
- Jakiś dzieciak, ale złapałem go i sobie pogadaliśmy, teraz siedzi obok.
- Jprdl... Człowieku, czy ty myślisz? Groźby, włamanie, zabójstwo i przetrzymywanie dziecka? Ty wiesz ile ci za to grozi? Zobacz, czy ona żyje!
- Spoko, żyje. A nie, czekaj. Kurwa...
- Ty jesteś mordercą! Ty... nie wracaj już do domu. Mam tego dość... Ciebie mam dość. Nie masz już siostry.
- Rydel, ja tego nie zrobiłem, idiotko! Ona przecież...- krzyknął jeszcze, ale ja się rozłączyłam i rozpłakałam. Nikomu o telefonie nie mówiłam, nawet Ratliffowi jak przyszedł do mnie i zadręczał pytaniem "Co tam?":
- Co tam?
- Nie męcz mnie tym! Ja nic nie zrobiłam! Dlaczego wszyscy się na mnie gapią? To nie ja! To Ross! To nie ja odebrałam telefon! Daj mi spokój! Tylko dręczysz człowieka!- uniosłam się i poszłam powoli do drzwi. Ell podszedł do mnie, ale go odepchnęłam. Po chwili spojrzał mi się w oczy, zmiękłam. Gdy spuściłam wzrok, przytulił mnie mocno do siebie.
~~ Ross ~~
Za cholerę nie wiem, czy ona żyje, czy nie! Wszedłem tu, a przy niej majstrowało coś to dziecko, ale kto kryminaliście uwierzy? Nikt. W tym problem. Dodatkowo... ten dzieciak mnie przeraża. Nie mrugnął ani razu od czasu jak z nim gadałem i ciągle się na mnie gapił.
- Młody, weź się umyj, usuń... idź stąd... Wkurzasz mnie powoli- powiedziałem szorstko, opierając się o komodę.
- Nie.
- Co "nie"?
- Nie pójdę. Policja zaraz będzie. Mnie puszczą, a ciebie zabiorą- zacwaniaczył.
- Ty wiesz kim ja jestem? Ross Lynch, mam bandę, która może cię w jednej chwili zniszczyć i cię nie będzie. Chcesz tego?- pokiwał przestraszony głową.- No, to nie podskakuj, malutki.
- Mój tata jest sędzią. Skaże cię- zagroził. Ja tylko chodziłem wokół ciała i myślałem co mam robić. Chyba żyła, ale 100% pewności nie mam... Czy spierniczać, czy zrzucić to na kogoś innego.
- W dupie to mam. Nara- rzuciłem chłodno i zdecydowałem się wyjść. Zbiegłem szybko po schodach na klatce i poszedłem za budynek. Usłyszałem radiowóz. Kurwa zajebiście...
       Zacząłem się rozglądać za moim motocyklem, ale stał za autem gliny, normalnie lepiej być nie może.
- Przeszukajcie okolice i przyprowadźcie do mnie nastoletnich blondynów-  usłyszałem niedaleko i część ludzi się rozbiegła. Na sznurku niedaleko mnie wisiały  babskie ciuszki. Dobra, raz kozie śmierć. Ubrałem jakąś białą szmatkę, na głowę założyłem ten taki stylowy kapelutek z piórkiem, a szyję owinąłem sobie chustką. Źle się w tym czuję, zdecydowanie.
    Przeszedłem niezauważony przez ulicę i wsiadłem na motor. Ale jak zrzuciłem szmaty (jakkolwiek to brzmi). Gliny mnie zauważyły i zaczęły biec w moją stronę. Szybko stamtąd uciekłem. Pościg chwilę trwał, ale zgubiłem ich na mieście. Zatrzymałem się pod knajpką na obrzeżach Vegas i wszedłem do środka.
- Drinka z whisky- powiedziałem, siadając przy barze.
- Nie sprzedajemy alkoholu nieletnim- odpowiedziała barmanka. Była tak brzydka, że bardziej wolałem oglądać wiadomości, niż jej twarz.
- To Colę.
- Nie mamy.
- Sok, albo woda?
- Też nie...
- To co wy do cholery macie?!
- Pepsi. I spokojnie, bez nerwów. Na prawdę nie potrzebujemy awantur- uspokoiła znudzona, a ja tylko przewróciłem oczami i znowu zacząłem wpatrywać się w telewizor. Nudy, nudy, nudy... tygrys uciekł z zoo, pożar w klubie, pijany kierowca, morderstwo w kamienicy i pościg za motocyklistą... Cholera. Dali moje najgorsze zdjęcie, to nie fair. Teraz jestem dużo bardziej sexy.
- Jak można być takim brutalem i zabić matkę?- zapytała kobieta, podając mi napój.
- No ja nie wiem... Nie rozumiem ludzi, którzy osądzają na podstawie wspomnień innych... - mruknąłem pod nosem.
- Kurcze no, dam głowę, że gdzieś już widziałam tę twarz- oznajmiła zdecydowana, a ja założyłem kaptur i odwróciłem się w inną stronę.Wtedy znowu usłyszałem ten dźwięk. Gliny.
- No, miło było, nawet sobie pogadaliśmy... ale czas na mnie, żegnam!- krzyknąłem szybko, a kiedy wybiegałem we wrzaskach innych ludzi w knajpce, przewaliłem kilka stolików. Wsiadłem na motor i kolejny raz dzisiaj, odjechałem w pośpiechu, żeby mnie nie zobaczyli. I udało mi się to. Po kilku godzinach byłem już w LA dojeżdżałem na moją dzielnicę, gdy nagle przypomniało mi się, że Rydel zakazała mi wracać. Chuj z tym! To też moja chata, więc  będzie musiała mnie znosić jeszcze trochę. Gdy się zatrzymałem pod domem, w środku zapaliły się światła. Wbiegłem szybko tam i nie zwracając uwagi na innych, zamknąłem się w swoim pokoju. Chwilę tam posiedziałem, ale gdy zaczęło mi się nudzić, zebrałem gang i zrobiliśmy nocny wypad. Co z tego, że gliny mam na karku? Musieliśmy obgadać parę rzeczy i co będzie, jak mnie zamkną. Kto wtedy będzie szefem... albo szefową bandy...

~~ Laura ~~
Obudziła mnie Vanessa. Rzucała na moje łóżko swoje brudy do prania.
- Ej ej ej, co ty se...
- Pranie robię, nie widzisz?- spytała sarkastycznie.
- Na moim wyrku?!
- Haha, no widzisz? Nie, tylko cię budziłam. Wstawaj, bo masz gościa- poinformowała mnie, ale już nie odpowiedziała kto to. No bo po co?
- Van! Dopiero 6:30, kto o tej porze przychodzi do kogoś, co? Chyba zboczeniec jakiś.
- Co po niektórzy go tak nazywają...
- To mów od razu, że Ross przyszedł, a nie jakąś gadkę- szmatkę mi tu walisz.
- Jeszcze nie walę, za młoda jestem.
- A z Rikerem to co?- zaśmiałam się. Ooo, od dziś Nessa to burak!
- Wstawaj młoda! Nie wkurzaj mnie już- warknęła pod nosem i wyszła, zabierając swoje rzeczy. Położyłam się z powrotem, ale miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam... Rooooossss!! Kurwa, on tam jest, a ja w piżamie?! Nie... to raczej nie on... nie po tym wczorajszym... Widział mnie z kuzynem. Akurat jak dawałam mu kasę na bilet. Może to wyglądało jakbym chodziła z Mattem, ale to nieprawda! To mój KUZYN.
- Pospiesz się, Laura!- usłyszałam siostrę zza drzwi. Zrobiłam tylko grymas i podeszłam do szafy. Wzięłam pierwsze- lepsze ubranie i weszłam do łazienki. Ubrałam się w to:
I zrobiłam lekki makijaż, jak zwykle. Zeszłam powoli na dół, bo nie wiedziałam czego się spodziewać. Dobrze, że rodziców nie było w domu. Gdy byłam już na ostatnim schodku, na drodze stanął mi Ross.
- Co ty tu robisz?- zapytałam, zbliżając się do niego.
- A co, twój chłoptaś jest?
- Chodzi ci o Matta? Haha, to mój kuzyn, a ty zrobiłeś z siebie idiotę. Po cholerę ci ten kaptur i okulary? I jak ty się ubrałeś? Co ty przeskrobałeś znowu?....
- Za dużo pytań zadajesz, kotku- mruknął, odgarniając mi kosmyk włosów za ucho.
- Pierdolę! Ja nie...- wkurzyłam się, ale mi przerwał:
- Dobra, dobra, KOTKU. Słuchaj. Twoja mama jest w domu?- spoważniał nagle.
- Nie.. ale o co ci chodzi?- nie rozumiałam.
- Policja w Vegas mnie szuka, pewnie już namierzyła, więc w LA zaraz zaczną rozsyłać listy gończe. Mam takie tycie kłopoty, więc byłbym ci wdzięczny, jeśli przejęłabyś moją rolę w gangu. Już to z nimi obgadałem, zgodzili się. Dlatego, jakby ktoś pytał, nie znasz Rossa Lyncha, nie masz z nim nic wspólnego, okej? Obiecasz?- tłumaczył, wyraźnie był podenerwowany.
- Tak, ale.... Co? O co ci kurwa chodzi?!
- Twoja mama pewnie cię będzie pytać, gdzie jestem. Powiedz, że gdzieś wyjechałem, albo, że nie żyję... Nie mam zamiaru gnić w kiciu, jasne? Szukają mnie, bo myślą, że zabiłem Stormie, ale ja jej zabiłem! No + te groźby, kradzieże itd... Rozumiesz?- zapytał się, chwytając mnie za ręce.
- Kumam, tylko... Czemu tak myślą?
- Nie twój za..
- Ross! W każdej chwili, mogę zadzwonić do mamy i powiedzieć, że jesteś u mnie! Więc lepiej ogarnij się, bo mam już dość tych tajemnic!- zdenerwowałam się i sięgnęłam po telefon do kieszeni. On mi go wyrwał i schował do siebie. Westchnął ciężko i ze wzrokiem mordercy, spojrzał się na mnie. Potem spuścił głowę i opowiedział mi wszystko. Może to dziwne, ale uwierzyłam mu, nie wiem czemu.
- W ogóle nie wiem, po co ja ci to wszystko mówię, i tak mi nie uwierzysz. Nikt mi nie wierzy- warknął pod nosem i chciał wyjść, ale go dogoniłam.
- Ja ci wierzę.
- Przynajmniej tyle...
- Nie wierzę, że to mówię, ale zostań jeszcze na chwilę- poprosiłam nieśmiało.
- Ty... poprosiłaś mnie żebym został? Masz gorączkę, czy coś? Haha- wyśmiał mnie, ale został. W pewnym momencie dostałam sms, ale go nie przeczytałam. Po kolejnej wiadomości, zadzwonił telefon. Odebrałam lekko poirytowana.
ROZMOWA TELEFONICZNA:
Ja- No słucham?
Mama- Lau, widziałaś zdjęcie, które ci wysłałam?
J- Nie... mam się bać?
M- Najpierw ja ci zadam pytanie. Kiedy ostatni raz widziałaś tego twojego Lyncha, co?
J- Czy to jest przesłuchanie? Nie pamiętam kiedy- odpowiedziałam, a Ross się na mnie dziwnie spojrzał.
M- Mów prawdę.
J- No dobra, wczoraj.
M- O której?
J- Nie wiem. O co ci chodzi, co?
M- Wrócę, to ci wytłumaczę. Nie spotykaj się z nim, okej? Za 15 minut będę.
J- No dobra. Oh... wait. Za ile?!
Rozłączyła się.
- Masz 15 minut- szepnęłam zamyślona do blondyna i otworzyłam wiadomość: 
"To gazeta z NY.
On jest niebezpieczny, niedługo całe USA będzie go szukać" 

- Zajebiście... kurwa zajebiście- westchnął ciężko Ross i zakrył sobie twarz rękoma.
- Chodź- powiedziałam stanowczo i wstałam, ciągnąc go za sobą.
- Co ty robisz? Dziewczyno, ogarnij się. Właśnie ukrywasz bandziora, będziesz w to zamieszana- ostrzegł mnie, gwałtownie zatrzymując się przed drzwiami.
- Sam kiedyś mówiłeś "raz się żyje, życie bez ryzyka to nie życie" itd.
- Ale nie marnowanie sobie życia w pudle!- podniósł głos i przywarł mnie do ściany.
- Aha, czyli mam tu siedzieć i nic nie robić, kiedy ty będziesz w więzieniu, tak?- zapytałam.
- Nie, zajmiesz moje miejsce w gangu- wyjaśnił.
- Ross, ja...- chciałam mu coś powiedzieć, ale do domu weszła mama z kolegami policjantami. Chłopak szybko, ale zdecydowanie pocałował mnie w usta, tak jakby to miałby być nasz ostatni pocałunek i szybko zerwał się z miejsca. Mężczyźni go zaczęli gonić i wybiegli drzwiami kuchennymi. Pobiegłam migiem do okna i zobaczyłam, jak blondyn odjeżdża na motorze po trawnikach sąsiadów, żeby ominąć radiowozy i kolczatki. Za przeproszeniem kurwa, moje serce skradł kryminalista! I on mnie teraz tak zostawił, tak? I mam przejąć gang? Nie poradzę sobie. Ale muszę, bo mu obiecałam...
- Wiesz, że teraz możesz mieć zarzut współudziału w przestępstwie?- zapytała mama stanowczym głosem. Odwróciłam się do niej.
- Czy ty teraz postawisz mi zarzuty?
- Powinnam. Ale jesteś moją córką i tego nie zrobię- powiedziała spokojniej.
- To uniewinnij też Rossa. Przecież on nic nie zrobił. Nie zabił jej- wyszeptałam zdecydowanie, ale tutaj już zaprzeczyła:
- Tego już nie mogę zrobić.
- Dzięki, serio- burknęłam sarkastycznie i wyszłam z domu, gwałtownie trzaskając drzwiami.

~~ 2 tygodnie później; Laura ~~

   To przerażające, jak szybko człowiek może się zmienić. Kiedyś, gdyby ktoś mi powiedział "Ej, Marano. Zajebisty masz gang", wyśmiałabym go. Ale od kiedy Ross nie dawał znaku życia, wszyscy zaczęli mnie unikać, dlatego że mój chłopak jest poszukiwany w całym USA, moje życie się zmieniło. Można powiedzieć, że zamieniałam się w kobiecą wersję Lyncha. Fakt, że jeszcze sporo muszę się nauczyć, ale dzięki temu wiem, jak poznać kiedy ktoś kłamie, rozpoznać oszustów itd. Od kilku minut siedziałam na kanapie przed telewizorem, mając wszystko w dupie i rozmyślałam o tym wszystkim. Zajmowałam całą kanapę, Lynchowie (bez Rossa, rzecz jasna) siedzieli na fotelach, albo krzesłach, Vanessa na kolanach u Rikera, a rodzice urzędowali w kuchni. A co jest najlepsze? A to, że Roko, ten co tak nie lubił Rossa, pobiegł za nim. Chuj wie, czy jeszcze żyje. Ale wracając do chwili obecnej. Wszyscy byliśmy w salonie i oglądaliśmy telewizję, aż w pewnym momencie Rydel przestawiła na wiadomości. Na co trafiła? Na to:


    Wczoraj o 2:47 nad ranem po dwutygodniowych próbach, schwytano niebezpiecznego gangstera, Rossa Lyncha. Chłopak ma dopiero 17 lat, a już jest podejrzany o uprowadzenie, liczne kradzieże, pobicia, przechowywanie środków odurzających, podżeganie do przestępstwa, groźby i podwójne morderstwo, a także nielegalne posiadanie broni palnej. Uciekał aż z Los Angeles do Nowego Yorku, ale już go aresztowano i ludziom nic nie grozi. Jeszcze nie znamy decyzji sądu o wyroku, ale dużo osób ma nadzieję, że będzie skazany na dożywocie.
No, ale i tak brawa dla niego, że ukrywał się, aż dwa tygodnie. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No w końcu jest rozdział XDD Ciężko było, ale koleżanka mi pomogła, yaay. Namieszałam trochę, co? No niestety, tak bywa. SZYKUJCIE SIĘ NA DRUGI SEZON!!
Ma być 40+ komentarzy, to będzie szybciej :* 
Klaudia