~~Laura~~
Ross od dwóch dni nie wracał
do domu i nie dawał znaku życia. Rydel tak się o
niego martwiła, że musiała brać tabletki uspokajające.
Calum i reszta jego bandy, także nie odbierali telefonów i nie odpisywali. Od tych 48 godzin, ja i Van byłyśmy
częstymi gośćmi u Lynchów. Gdy wieczorem kolejnego dnia, siedziałam
z Rydel w salonie i ją pocieszałam, podszedł do nas nieśmiało Riker.
- Rocky był wczoraj na policji, a dzisiaj zaczęli
interweniować, bo uznali, że zaginięcie tylu osób, nie jest normalne, ale... wypytywali wszystkich
ludzi na ulicy. Nikt ich nie widział. Znaleźli telefon Rossa w kontenerze na śmieci,
wiadomości, połączenia, były wykasowane- powiedział,
kucając przy Delly.
- Laura- zwrócił
się do mnie.- Co dokładnie
mówił Ross jak wychodził?
- Hmm… Że to nie mój interes i, że ma coś do załatwienia. Ale mówił
tak ponuro i smętnie, że ledwo go zrozumiałam.
No halo, nie spał ze mną, to musi być coś poważnego- stwierdziłam.-
A, i że postara się wrócić rankiem.
- A mówił gdzie idzie? Może
jakiś podtekst?
- Nie.
- Pewnie znowu poszedł
do jakiejś laski za miastem- mruknął
Rocky, który wszedł z Ratliffem do salonu. Wtedy ten drugi coś
zauważył.
- Ej, rano przy szafce nie stały
jego conversy, a kurtka nie wisiała na wieszaku?
- No tak- odpowiedział
Rik.
- Teraz ich nie ma, czyli tu był!
A cały dzień siedzieliśmy w domu.
- Z jego pokoju zniknęło
parę ubrań i torba, a na biurku był list-
powiedziała Van, zbiegając po schodach. Podała
Rydel kartkę, a ona zaczęła czytać:
- „ Pakujcie się.
Weźcie ze sobą jak najmniej, same ważniejsze
rzeczy. Uciekajcie jak najdalej. Morderca Crystal żyje
i chce się na mnie zemścić, wie kim jestem, wie o was i wie, gdzie mieszkam.
Zadarłem z mafią, jesteście w niebezpieczeństwie!
Pod żadnym
pozorem nie wychodźcie
po 20, a w dzień
nie chodźcie
po mieście
sami. W domu niech zostaną
min. 3 osoby. To serio poważna
rzecz. Laurę
i Vanessę
weźcie
ze sobą.
W największym
niebezpieczeństwie
jest Lau, bo widzieli mnie z nią.
Nie zawiadamiajcie policji. Jesteście
obserwowani. Przepraszam, Kocham Was. Ross”…. Matko Boska, w co on się wpakował?!- krzyknęła zdesperowana blondynka.
-
Czekaj, tu jest coś
jeszcze- zauważyłam i przeczytałam:
-
„PS Jeśli
nie przyjdę
do jutra, do 20:30, wtedy wyjeżdżajcie. A jak coś się komuś stanie, cholera… Pff… chociaż mam nadzieję, że tak nie będzie, dzwońcie na ten nr- 623 234 345
(nr wymyślony~
K.). Laura, jeśli
to czytasz…. PRZEPRASZAM.” O kurde… faktycznie coś poważnego, skoro przeprasza i mówi, że was kocha- stwierdziłam i schowałam twarz w dłoniach.
-
Nie wiem jak wy, ale ja zgłodniałem. Zamówimy pizzę?- zaproponował Rocky. Pokiwaliśmy głowami
na zgodę, a brunet zadzwonił do pizzerii.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak
czekaliśmy już godzinę na placka, Roko zaczął się kręcić i piszczeć. Chyba
chciał w końcu wyjść na dwór. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
Riker poszedł otworzyć i wpuścił dziewczynę z pizzą do środka. Skoczył po
pieniądze.
-
Chrissie?!- krzyknęłam zdziwiona, podchodząc do niej.
-
Cicho bądź, śledzili mnie, ale chyba ich zgubiłam- szepnęła poważnym głosem.
-
Ale o co w ogóle chodzi, ty pracujesz w pizzerii?- zapytałam.
-
Nie, podkradłam chłopakowi, który miał wam to doręczyć i skorzystałam z okazji.
Ross mnie przysłał.
-
Ross? Gdzie on jest?
-
Spokojnie, nie mogę za dużo mówić, bo możliwe, że gdzieś jest podsłuch. David,
John, Calum, Maia i Garrett, może później pójdą. Ross to wymyślił. W ten sposób
sprawdzamy, czy jesteście cali. Macie nie wychodzić. Ja spadam, pizza gratis- powiedziała
i wyszła, dając mi do ręki karton z posiłkiem.
-
Roko chyba musi iść na dwór, zaraz się zleje- przypomniał Rocky.
-
Ja z nim pójdę. Przy okazji wejdę na chwilę do domu, po parę rzeczy-
oznajmiłam.
-
Nie słyszałaś co mówiła? Mamy nie wychodzić.
-
Spoko, pies jest duży, ząbki ma.
-
Nie ma mowy, idę z tobą!
-
Nie, no ludzie!- krzyknęła Vanessa.- Idę z wami.
-
No dobra.
Ubrałam
bluzę, wzięłam Roko i razem z Rocky’m i Van, poszliśmy na dwór. Było strasznie
ciemno i miałam wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. Na dodatek, szedł za nami
jakiś facet w kapturze, bałam się. Stanęliśmy pod moim domem. Weszłam do
środka, a oni zostali przed wejściem. Czułam męski zapach. Za miły to on nie
był. W sumie… czułam dwa. Drugi, to perfumy Rossa. Czyli tu był. Hmm, dobrze
wiedzieć! Poszłam do swojego pokoju na górę i wzięłam trochę ubrań, szczoteczkę
do zębów i ładowarkę do telefonu. Jak już chciałam wracać, spadły mi klucze pod
biurko. Schyliłam się po nie i nagle ktoś założył mi chyba worek na głowę i
zatkał usta dłonią.
~~Van~~
-
Rocky, ona już pół godziny nie wraca, zaczynam się o nią bać- zaczęłam
marudzić.
-
Pewnie szuka ubrań, zaraz przyjdzie.
-
Tak samo było 10 minut temu, a światło w jej pokoju się nie świeci!
-
Może do kibla poszła?
-
I nie wzięła telefonu?
-
Dobra, daj mi psa i pójdziemy sprawdzić- zdecydował i weszliśmy do środka.
Panowała głucha cisza. Zaczęłam wołać siostrę, ale nikt nie odpowiadał.
Cholera, jak coś jej się stało, to się załamię! To moja młodsza siostrzyczka!
Roko zaczął coś niuchać i zaprowadził nas do pokoju Laury. Zaczął warczeć przy
biurku. Leżały tam klucze i rozwalone ubrania, jakby ktoś ją zaskoczył. A w
rogu popsuty telefon. Oczywiście Lau.
-
Mogłam iść z nią- załkałam i spojrzałam odruchowo przez okno. Zauważyłam akurat
jak dwie postacie pakują nieprzytomną dziewczynę do samochodu. To pewnie ona!
-
Rocky, oni ja zabierają!0 krzyknęłam przerażona i szybko wybiegłam z domu, ale
nie zdążyłam. Widziałam jak samochód odjeżdża.
-
Van, chodź do reszty. Zadzwonimy na policję. Zapamiętałem rejestrację, chodź
szybko.
-
Ale..
-
Chodź!- rozkazał i przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Wbiegłam zapłakana do
domu Lynchów i wtuliłam się w Rikera.
-
Co jest? Gdzie Laura?- zapytała Rydel, podchodząc do mnie.
-
Zabrali ją, gdzie telefon?!- odpowiedział brunet i wybrał numer do policji.
Powiedzieli, że ją znajdą. Wtedy coś mnie się przypomniało.
-
Ej, Ross pisał o jakimś numerze telefonu, nie? Weźcie tam zadzwońcie-
powiedziałam. Riker to zrobił.
ROZMOWA
TELEFONICZNA:
Osoba-
Dodzwonił/a się pan/pani na pocztę. Jestem Martin Grynch. W czym mogę służyć?
Riker-
Eeee… Chyba pomyłka…
O-
LISTY nigdy się nie mylą.
R-
Jakie listy?!
O-
Listy. Takie papierki, które zawierają ważne informacje, są od BLISKICH,
rachunki i tak dalej…
R-
Nie rozumiem.
O-
Proszę podać problem.
R-
Więc… eee… Bandyci… zabrali jedną z naszych.. paczek… Była ważna dla wielu osób…
Dwie osoby z psem są świadkami…? I… chcemy prosić o pomoc?
O-
Cholera, mówiłem, że macie nie wychodzić! Fuck…
R-
ROSS?!
O-
Cicho bądź! Eeee, to znaczy… Rano jak najwcześniej wyślemy paru naszych ludzi i
pomogą państwu, do widzenia!
I
się rozłączył.
-
Kto to?- zapytałam razem z Rydel i Ratliffem.
-
Dobre pytanie. Chyba Ross, ale nie wiem… Mówił dziwnie, jakby był w jakiejś
piwnicy, czy coś. I, że niby jakaś poczta… Rano przyśle paru swoich ludzi i
pomogą. Ale nie ogarniam.
-
Dobra, chodźcie spać- powiedział Rocky.- Już późno.
-
Ja nie zasnę, moja siostra może zginąć!
-
A Ross się przed mafią ukrywa. Ale Ross to Ross. Nic na to nie poradzisz. On da
sobie radę ze wszystkim.
~~Następny
dzień~~
Obudził
nas dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Było to trzech listonoszy? Ale
wpuściłam ich do środka.
-
Zamknijcie drzwi i okna- rozkazał jeden.
-
Zasłońcie rolety- powiedział drugi. Wykonaliśmy „rozkazy”,
a oni zdjęli czapki.
To byli Calum, David i Garrett.
Hm, kolejny pedofil. Świetnie. Jakby mi Rossa było mało. Jak chciałam wrócić do domu, zrobił się chamski i przywiązał mnie do filara, zaklejając usta. Tak ogólnie, to znajdowałam się w jakiejś piwnicy, ale takiej dziwnej. Dużej i jasnej. Przypominała halę, ale to była piwnica, bo prowadzili mnie schodami w dół. Chyba, że zabrali mnie z wieżowca, w co wątpię. Ciekawe, czy ktoś mnie uratuje, czy będę zdana sama na siebie? Odkleiłam sobie kawałek taśmy i zaczęłam się wydzierać jak idiotka, błagając o pomoc.
- Pomocy!!! Ratunku!!!!
Popełniłam błąd. Facet tak się wkurzył, że kopnął w stół, który przygniótł mi brzuch. Może jestem głupia, ale chciałabym teraz zobaczyć Rossa! Temu zwyrodnialcowi nie wystarczyło, że jestem z całej siły przywiązana i brakowało mi tlenu, więc otoczył mi szyję sznurem, zahaczając o posiniałe dłonie. Dlatego, jak się ruszałam, to mnie to przyduszało.
- A teraz zadzwonisz grzecznie do swojego kochanego chłopaka i powiesz, że spokojnie sobie nocowałaś u koleżanki, okej?- syknął i przy okazji na mnie napluł. Nawet nie miałam jak się wytrzeć.
- Ja nie mam chłopaka.
- Chcesz być mocniej związana?!
- Mocniej?! Ja już nie mogę oddychać!
- To niedługo nie będzie twój problem! Dzwonisz do niego natychmiast- rozkazał i rzucił mi w twarz jakimś starym telefonem.
- Nie pamiętam numeru.
- To sobie przypomnij!!
- Jak mam go niby wpisać?!- krzyknęłam i dostałam za to w brzuch. Nie mogłam się skulić, bo mnie szyja bolała od tego sznura. Ross, błagam, pomóż.
- Gadaj- rozkazał i podał mi komórkę, w której było słychać sygnał. Po chwili odezwał się zdenerwowany Ross:
- Czego?! Kogo niesie?!
- Ross... tu Laura.
- Gdzie ty jesteś? Wszędzie cię szukamy.
- Ja.... spałam u koleżanki.
- Na pewno?
- T-tak- głos mi się załamał.
- Rocky i Vanessa mówili, że nagle zniknęłaś i, że ktoś cie porwał!
- Nie... nie. Po prostu schowałam się... w piwnicy!
- Czemu płaczesz?
- Nie płaczę, po prostu... przed chwilą się tak śmiałam, że się popłakałam...
- Dlaczego ja ci nie wierzę?
- Bo jesteś Ross Lynch?
- Tak, ale ty kłamiesz. Coś ci jest, porwali cię!
- Nie, nie, nie, nie!- do oczu napłynęły mi świeże łzy, przez co mówiłam trochę inaczej.- Nie musicie mnie szukać.
- To podaj adres tej koleżanki, to cię odbiorę.
- Nie, nie trzeba. Serio. Zostanę jeszcze trochę u niej, skoro wiesz... sam kazałeś..
- Głos ci się łamie i łkasz mi do słuchawki, co się stało?!- usłyszałam głos z telefonu. Ledwo, bo jechał pociąg niedaleko. Czyli tory są blisko.
- Pa- powiedziałam cicho, kopnęłam telefon i zaczęłam płakać.
- No, bardzo ładnie.
To byli Calum, David i Garrett.
-
Ross, John, Maia i Chrissie szukają Laury. My mamy tu siedzieć i was pilnować.
Są wszyscy?- zapytał rudy.
-
Tak, ale skąd wiedzieliście o kogo chodzi i po co ten cyrk z pocztą?- wtrącił
Rik.
-
Ross był na podsłuchu.
-
Czyli to wszystko to taka zmyłka? Ilu wam z tej mafii zostało?
-
Dwóch. Ten, który rozciął waszemu bratu rękę i jego kumpel. To oni
prawdopodobnie porwali tę lasencję.
-
Hmm, świetnie! Zajebiście! Rozgośćcie się. I nie żadna "lasencja", tylko moja siostra- warknęłam, siadając na fotelu.
~~Laura~~
Hm, kolejny pedofil. Świetnie. Jakby mi Rossa było mało. Jak chciałam wrócić do domu, zrobił się chamski i przywiązał mnie do filara, zaklejając usta. Tak ogólnie, to znajdowałam się w jakiejś piwnicy, ale takiej dziwnej. Dużej i jasnej. Przypominała halę, ale to była piwnica, bo prowadzili mnie schodami w dół. Chyba, że zabrali mnie z wieżowca, w co wątpię. Ciekawe, czy ktoś mnie uratuje, czy będę zdana sama na siebie? Odkleiłam sobie kawałek taśmy i zaczęłam się wydzierać jak idiotka, błagając o pomoc.
- Pomocy!!! Ratunku!!!!
Popełniłam błąd. Facet tak się wkurzył, że kopnął w stół, który przygniótł mi brzuch. Może jestem głupia, ale chciałabym teraz zobaczyć Rossa! Temu zwyrodnialcowi nie wystarczyło, że jestem z całej siły przywiązana i brakowało mi tlenu, więc otoczył mi szyję sznurem, zahaczając o posiniałe dłonie. Dlatego, jak się ruszałam, to mnie to przyduszało.
- A teraz zadzwonisz grzecznie do swojego kochanego chłopaka i powiesz, że spokojnie sobie nocowałaś u koleżanki, okej?- syknął i przy okazji na mnie napluł. Nawet nie miałam jak się wytrzeć.
- Ja nie mam chłopaka.
- Chcesz być mocniej związana?!
- Mocniej?! Ja już nie mogę oddychać!
- To niedługo nie będzie twój problem! Dzwonisz do niego natychmiast- rozkazał i rzucił mi w twarz jakimś starym telefonem.
- Nie pamiętam numeru.
- To sobie przypomnij!!
- Jak mam go niby wpisać?!- krzyknęłam i dostałam za to w brzuch. Nie mogłam się skulić, bo mnie szyja bolała od tego sznura. Ross, błagam, pomóż.
- Gadaj- rozkazał i podał mi komórkę, w której było słychać sygnał. Po chwili odezwał się zdenerwowany Ross:
- Czego?! Kogo niesie?!
- Ross... tu Laura.
- Gdzie ty jesteś? Wszędzie cię szukamy.
- Ja.... spałam u koleżanki.
- Na pewno?
- T-tak- głos mi się załamał.
- Rocky i Vanessa mówili, że nagle zniknęłaś i, że ktoś cie porwał!
- Nie... nie. Po prostu schowałam się... w piwnicy!
- Czemu płaczesz?
- Nie płaczę, po prostu... przed chwilą się tak śmiałam, że się popłakałam...
- Dlaczego ja ci nie wierzę?
- Bo jesteś Ross Lynch?
- Tak, ale ty kłamiesz. Coś ci jest, porwali cię!
- Nie, nie, nie, nie!- do oczu napłynęły mi świeże łzy, przez co mówiłam trochę inaczej.- Nie musicie mnie szukać.
- To podaj adres tej koleżanki, to cię odbiorę.
- Nie, nie trzeba. Serio. Zostanę jeszcze trochę u niej, skoro wiesz... sam kazałeś..
- Głos ci się łamie i łkasz mi do słuchawki, co się stało?!- usłyszałam głos z telefonu. Ledwo, bo jechał pociąg niedaleko. Czyli tory są blisko.
- Pa- powiedziałam cicho, kopnęłam telefon i zaczęłam płakać.
- No, bardzo ładnie.
- Dlaczego ja? I on? W ogóle Crystal i tak dalej?- zapytałam szeptem.
- Sprawy z przeszłości. Ten twój Lynch kiedyś odebrał mi laskę, Black mnie wkurzyła czymś, a ciebie to ja zabiorę blondasowi, żeby poczuł się jak ja, bo prawie mnie zabił. Mam kulkę w nodze, połamane żebra! Cudem uniknąłem śmierci, bo miałem miękkie lądowanie. Ale co ja ci się będę spowiadać. W sumie, to i tak długo tu nie zabawisz, wystarczy, że twój chłoptaś tutaj przyjdzie i "pogadamy" na mój sposób- uśmiechnął się złośliwie, pokazując swoje brudne zęby. Matko, tak bardzo się bałam! Po kilku godzinach straciłam czucie w dłoniach, coraz ciężej mi się oddychało, a brzuch od tego stolika strasznie mnie bolał. W pewnej chwili miałam wrażenie, że zobaczyłam jakiś damski cień, ale to pewnie zwidy od bólu. Powieki mi opadały, ale nie mogłam zasnąć. Usta miałam zaklejone, tamten siedział i zmieniał opatrunek na nodze. Wartę przy mnie sprawował drugi bandzior- jego wspólnik. Nagle coś trzasnęło na tyłach.
- Idź to sprawdzić- rozkazał facet wspólnikowi, a ten wyszedł. Po chwili usłyszałam strzały.
- Cholera, nasłałaś ich?!- wydarł się na mnie. W przerażeniu pokiwałam przecząco głową. W tej chwili do niby piwnicy, w której byłam więziona, wpadł Ross i chyba Maia z bronią. Spojrzał na mnie z zawiedzioną miną i zrobił kamienną twarz, patrząc na mojego porywacza. Maia podeszła do mnie pewnym krokiem i rozwiązała mnie, bez żadnego słowa. Opadłam na ziemię i zaczęłam sobie masować nadgarstki.
- Idź pomóc Chrissie z tamtym- rozkazał Ross brunetce. Tamta tylko przeleciała wzrokiem po porywaczu i poszła na tyły. Blondyn skrzyżował ręce na piersi.
- Jak tu trafiłeś?- zapytał bandyta.
- Samochodem.
- Jesteś taki cwany teraz, tak? Wcześniej, to przez całe miasto uciekałeś.
- Nie patrzę w przeszłość, interesuje mnie teraźniejszość. A teraz, to ja mam broń, a ty jesteś już ranny- przypomniał.
- Rzuć broń.
- Nie.
- Rzuć broń!
- Nie.
- To pożegnaj się z nią- warknął i wziął mnie z ziemi. Wyciągnął z kieszeni nóż i przyłożył mi go do szyi. No, fajnie, fajnie. Ja nie chcę umierać, Ross, strzel mu w łeb! Błagam! Boję się go!
Jak tylko Lynch zobaczył mnie taką poranioną, zrobił wielkie oczy, a oczy mu się... zaszkliły?!
- Zostaw ją- rozkazał groźnym tonem.
- Oddaj pistolet.
- Najpierw ona.
- No cóż... próbowałem- szepnął tuż nad moim uchem i przycisnął mi narzędzie do gardła. Zacisnęłam powieki, przygotowując się na najgorsze, ale usłyszałam tylko strzał i otworzyłam oczy. Nóż leżał na ziemi, a obok niego zabity mężczyzna. Pobiegłam resztkami sił do Rossa i rzuciła mu się na szyję. Wtulił swoja twarz w moje włosy.
- Lau..- szepnął, łkając.
- Ty płaczesz?
- Myślałem, że nie trafię w tego bydlaka i zabiję ciebie...
- Ale uratowałeś mnie, to jest najważniejsze. Dziękuję.
- Przeze mnie prawie umarłaś! Jestem niebezpieczny!
- Dzięki tobie jeszcze żyję... Ale.. skąd wiedziałeś, gdzie jestem?- zapytałam, odsuwając się trochę od niego, jednak nadal mnie trzymał.
- Nigdy byś do mnie nie zadzwoniła z własnej woli, a nawet jeśli, to rozmowa potoczyłaby się inaczej. Ton twojego głosu cię zdradził, płakałaś. Numer telefonu zastrzeżony plus.. wspomniałaś o piwnicy. A w tle usłyszałem tory. Jest tylko jedno takie miejsce za LA- wytłumaczył. Oparłam głowę o jego tors. Chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do czarnego auta, zaparkowanego za drzewem. Posadził mnie na tylnym siedzeniu, a sam usiadł za kierownicą.
- Maia i Chrissie powiedziały, że wrócą na swoich motorach. Możesz iść spać, zaraz będziemy w domu i odpoczniesz. Dam ci spokój, jestem dla ciebie niebezpieczny- stwierdził i odpalił silnik.
- Mogę... o coś zapytać?- spytałam nieśmiało, gdy ruszyliśmy. Ustawił sobie lusterko na mnie i co chwilę zerkał.
- Możesz.
- Wow...
- Co cię tak zdziwiło?
- To, że nie krzyczysz na mnie, że się wypytuję ciebie o coś.
- Dobra, czego chciałaś?
- Dlaczego nie odpowiedziałeś mi wtedy, przy grze w butelkę, na tamto pytanie?
- Nie wiedziałem co powiedzieć...
- Au..- mruknęłam, łapiąc się za gardło.
- Co ci jest?- zapytał zdenerwowany.
- Nic, szyja mnie boli, sznur mnie obtarł. I śpiąca jestem.
- To idź spać, może będzie ci lepiej- szepnął i oparłam głowę o oparcie. Chłopak chyba zwolnij, bo już tak nie rzucało.....................
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Malanowski.... się udzielił.... Roko było mało :'( ale nie miałam gdzie go wcisnąć :c Bożeeee, szkoła ;_; Zaczynam od niemieckiego o 8:00, matkoooo!
Mam kilku wesołków w nowej klasie, a Wy? Cholerne kocenie kurwde -.- "Kici, kici, pospiesz się, kotku!" UGH! Szału dostanę ;_; Jeszcze ta dziewczyno emo...
A co do komentarzy... niech będzie tyle co pod ostatnim rozdziałem (35) :) Dacie radę? Wierzę w Was ☺ Jeszcze jedno. Rozdział chyba za tydzień. Muszę się postarać w tym roku szkolnym, oj muszę :c POWODZENIA Z KOMENTARZAMI!! KOCHAM WAS ♥♥
Klaudia ☺
Ej...ale ja Ci mówiłam, że ja chcę zobaczyć Twojego bloga w postaci filmu.^^ Oscara byś dostała :D
OdpowiedzUsuńBoże cudny ksnmslflsmkl fdsk ♥
OdpowiedzUsuńCudny! Czekam na next!
OdpowiedzUsuńZarąbisty ! *_*
OdpowiedzUsuńMatko Cudowny!!
OdpowiedzUsuńOd niedawna czytam tego bloga.
Dosłownie się popłakałam jak czytałam ten rozdział. Jesteście niesamowite. ;***
Siupa. Pomysł fajny i napisany nawet dobrze. Tylko szkoda, że tego nie rozłożyłyście na dwa rozdziały.
OdpowiedzUsuńCzekam na next
czy wy przepraszamm czytacie inne blogi?
rossomefanfiction.blogspot.com
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńTyle emocji...
Rossy uratował <3
Czekam na next <3 :*
Super Rozdzial!!
OdpowiedzUsuńCzekam na naxt
wspaniały :) czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńSuper, ale mam nadzieję, że Laura nie rzuci sie w ramiona Ross'a...
OdpowiedzUsuńDawaj szybko next !!! <3
Super czekam na next :-)
OdpowiedzUsuńSuper czekam na next ♥
OdpowiedzUsuńBoski!!! Czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńczekam na next !!!!!!
OdpowiedzUsuńHuhuhu :) to ona teraz bd na niego leciec bo jej zycie uratowal. Zakazany owoc smakuje najlepiej xD
OdpowiedzUsuńAwesome ! Lau teraz poleci w ramiona Rossa, skoro ją uratował <3 Ale znając was wystarczająco, wiem, że to zmienicie ;)
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na nexta, który, mam nadzieję, pojawi się w najbliższym czasie ;**
Huhu co sie tutaj porobiło. Haha Lau jest pod wrażeniem Rossa hehe
OdpowiedzUsuńZAAAAAAAAAAAAAAAAAJEBISTY! KOCHAM CIĘ <33
OdpowiedzUsuńParadiseCity, nie to, że coś, ale w swoim komentarzu popełniaś pewien błąd. TO OPOWIADANIE NIE PISZE JEDNA OSOBA, ALE WIELE. DLATEGO, NIE MAM POJĘCIĘA CZY DZIEWCZYNY CZUJĄ SIĘ URAŻONE TYM, ŻE PISZESZ JEDYNIE O JEDNEJ Z NICH, CZY NIE, ALE PROSZĘ CIĘ, NIE POPEŁNIAJ WIĘCEJ TEGO BŁĘDU. PRZEPRASZAM, JEŚLI W JAKIKOLWIEK SPOSÓB CIĘ URAZIŁAM I PRZEPRASZAM INNE CZYTELNICZKI JAK I AUTORKI ZA KŁOPOT :)
Usuńszybko dawać next <3
OdpowiedzUsuńCzekam na Next.
OdpowiedzUsuńNieeee Ross nie odchodź bo się załamie :(
OdpowiedzUsuńPoprostu kochaam te wasze rozdziały! <3
OdpowiedzUsuńZajefajny rozdział <3
OdpowiedzUsuńKiedy next?
OdpowiedzUsuńPs.zawalisty rozdzial!
suuuper! :)
OdpowiedzUsuńSuper !!!!! piszesz zajebiście :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam pomyliłam się wy piszecie zajebiście!!!! mój błąd pozdrawiam serdecznie:) i czekam na next ;)
UsuńRozdział mega !!!! czekam na next;)
OdpowiedzUsuńAaaa :3 Szybko next'a kocham twojego bloga :**
OdpowiedzUsuń