(...) Para przekroczyła próg szkoły i od razu doznali szoku. Momentalnie wszyscy, którzy znajdowali się na korytarzu, zwrócili wzrok na Laurę i wkurzonego Rossa obok niej. Wszędzie w szkole były porozwieszane zdjęcia brunetki. Ale nie takie zwykłe, tylko przeróbki. Obrzydliwe, chamskie przeróbki. Jakaś kobieta w wyzywającej bieliźnie z doklejoną głową Laury. Mimo, że to oszustwo, było tak dobrze zrobione, że ciężko było innym określić, czy to prawdziwe fotki. Ross omal nie wybuchnął, jednak wziął kilka wdechów i wycedził przez zęby:
- To dlatego nie odbierałaś?- zerwał jedno zdjęcie i rzucił nim w brunetkę.- Nie chciałaś, żebym ci przeszkadzał, co?
- Ross, to nie tak. To znowu...
- Nie zwalaj wszystkiego na tych chłopaków, okej?! Sama jesteś sobie winna! A teraz? Dowiaduję się, że moja dziewczyna jest "do wynajęcia".
- Możemy pogadać na spokojnie? To naprawdę nie ja- mówiła przez łzy. W blondynie się już gotowało. Ledwo się powstrzymywał, nigdy nie był tak wściekły. Mocno chwycił ją za ramię i zaprowadził za szkołę, żeby nie robić awantury przy innych. Po drodze minęli Ashtona i Drake'a, czyli tych, którzy odpowiadali za zdjęcia.
Gdy już byli za budynkiem, Ross oparł się o mur, żeby ochłonąć. Oczekiwał wyjaśnień.
- Ross, bo... ja cię okłamałam z tą wyprowadzką- powiedziała smutno, spuszczając głowę.
- Jest jeszcze coś o czym nie wiem? Może wcale nie masz na imię Laura, co? Może to tylko "pseudonim artystyczny"?! Gdzie wczoraj byłaś?
- No, poszłam się spotkać z nimi i... No i tak wyszło, że...
- O taki film ci chodziło? To on miał być powodem rzekomej przeprowadzki?- starał się panować nad emocjami, lecz nie wychodziło mu to. Trzymał ręce w kieszeniach, żeby jej nie uderzyć.
- Kłamałam z tym filmem! Nie chciałam ci mówić prawdy, bo to za bardzo boli, rozumiesz?!- krzyczała łkając. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek na lekcje, ale oni nadal byli w tym samym miejscu.
Ross nic nie odpowiedział, tylko pokręcił rozbawiony głową.
- Nie wierzę ci. Sorry, zrywam z tobą. Nara, dziwko- warknął wściekły i odszedł, zarzucając kaptur na głowę.
- Co? Ross, czekaj! Musisz mi uwierzyć! ROSS!- pobiegła za chłopakiem i stanęła przed nim. Wzniósł oczy ku niebu i odepchnął ją.
- Nie chcę z tobą gadać, rozumiesz?!- wydarł jej się w twarz i ruszył dalej przed siebie. Laura stała z tyłu i nie wierzyła w to, co właśnie się stało. Zebrała się w sobie i postanowiła powiedzieć Rossowi, co tak naprawdę się wczoraj wydarzyło.
- Drake się do mnie dobierał.
Poczuła napływające do oczu łzy, przez chwilę żałowała, że to powiedziała. Na szczęście Lynch się zatrzymał. Powoli zaczął się zbliżać do Laury. Był zbiorem gniewu, złości itd. Miał dosyć na dziś, a tego co usłyszał, nie mógł nie wyjaśnić.
- On chciał mnie... rozebrać. Ale ja odmówiłam, krzyczałam... A wtedy on mnie prawie... Ross, przepraszam- rozpłakała się na dobre.- Pewnie to jest ta zemsta, o której mówił. Iiii... zobacz co mi zrobił.
Dziewczyna odsłoniła kawałek ramienia i oczom Rossa ukazała się litera "D". Będzie po tym blizna. Wciągnął głośno powietrze do płuc. Tym razem nie wytrzymał długo.
- Jaką on ma teraz lekcję?- wycedził, ale nawet nie czekał na odpowiedź. Poszedł do budynku, a Laura pobiegła za nim. Teraz na pewno żałowała, że mu powiedziała. A tym momencie się go bała, był nieobliczalny. Mimo to, próbowała go powstrzymać od głupstwa.
- Ross, zatrzymaj się!- krzyczała i pociągnęła go za rękę, lecz on się wyrwał i szedł dalej. Znalazł na planie lekcji co Drake ma teraz, po czym skierował się do sali od francuskiego. Na ścianach, tablicach, na podłodze i w śmietnikach były te przeróbki, co powodowało u Rossa jeszcze większą wściekłość. Wpadł do sali i od razu odnalazł wzrokiem chłopaka. Zacisnął zęby, nie zwracając uwagi na zszokowanego nauczyciela oraz na przestraszoną Laurę i rzucił się z pięściami na Drake'a. Od razu wokół nich zrobiło się zbiegowisko.
- Ross, uspokój się!- rozkazał nauczyciel, podchodząc do bijących się chłopaków. Zamiast ich rozdzielić, oberwał w brzuch od Drake'a i upadł na podłogę.
- Chciałeś ją zgwałcić!- wydzierał się blondyn, okładając gościa po twarzy.
- Zasłużyła sobie suka!- odkrzyknął brunet i odepchnął chłopaka tak, że ten przewrócił ławkę i skończył na ziemi. Dostał kilka kopniaków w plecy, po czym ledwo wstał, chwiejąc się i z całej siły uderzył przeciwnika w twarz tak, że poleciał na ścianę. Lynch go przyduszał, a reszta nawet nie reagowała.
- To wszystko przez to, że raz się zderzyliście?! Czy ty jesteś normalny, człowieku?!
Po tych słowach, muzyk został kopnięty w brzuch, a potem kilka razy uderzony słownikiem w głowę. Miał już połowę twarzy we krwi, ponieważ miał rozcięty łuk brwiowy i rozwalony nos. Ledwo słał się na nogach, nie miał już sił i kręciło mu się w głowie. Gdy resztkami sił kopnął w żebra Drake'a, zachwiał się i podparł o ścianę. Nic nie widział, kilka osób pobiegło po pomoc. Brunet szyderczo się uśmiechnął i chwycił Rossa za włosy. Chłopak jęknął z bólu.
- Pożałujesz tego. Ty i twój koleżka. Moja banda się wami zajmie, nie pozwolę, żebyś ją skrzywdził- wycedził jeszcze po cichu, ale i tak groźnie.
- Pff, zobaczysz, ta twoja dziwka jeszcze będzie moja- zaśmiał mu się w twarz. Ross kolejny raz podbił mu oko, tym razem drugie. Wstał z ziemi, ale nie na długo. Drake z całej siły popchnął go na ścianę, a blondyn zjechał po niej i stracił przytomność. Ostatnie co słyszał, to krzyk ludzi z klasy, nauczycieli i płacz Laury. Brunetka złapała go za rękę, nie wierzyła, że przez nią to wszystko.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Słucham? Jak to w szpitalu?!- Rydel odebrała telefon od dyrektora szkoły, że Ross, jego "kolega" oraz nauczyciel zostali przewiezieni do szpitala. Wiedziała, że coś złego się niebawem zdarzy, ale nie sądziła, że aż tak złego. Była zszokowana.
- Doszło do bijatyki, kilka osób opowiedziało mi, jak to się stało. Pani brat dość mocno uderzył głową o ścianę i przyjechało pogotowie. Chciałbym prosić, aby jak najszybciej przyjechała pani do szkoły i od razu wszystko pani wytłumaczę. To nie jest rozmowa na telefon- ostatnie słowa mężczyzny sprawiły, że blondynka musiała usiąść, żeby nie upaść. Bardzo bała się o brata, szczególnie dlatego że ma uraz głowy, a w dzieciństwie omal przez to nie było tragedii... I jak ten jest tak silny, jak poprzedni, to jego szanse są marne.
- Oczywiście, zaraz będę. Mogę z bratem?
- Dobrze, tylko proszę się pospieszyć. Do widzenia.
Dziewczyna rozłączyła się i od razu pobiegła po Rikera, który rozmawiał z Vanessą przez Skype'a.
- Riker, zbieraj się- rozkazała, wchodząc bez pukania.
- Nie widzisz, że gadam? Później pojedziemy po zakupy. No mówię ci, Van. Od kiedy pojechałaś, ona tylko mi o...
- Ross jest w szpitalu! Musimy jechać do dyrektora- powiedziała, chodząc w tę i z powrotem.
- Co?!- zdziwił się blondyn razem z Vanessą. Rydel rzuciła mu kurtkę, po czym zbiegła na dół. Tam gotowa czekała na brata, który żegnał się z dziewczyną. Gdy już zszedł, wsiedli do jego auta i jak najszybciej pojechali pod szkołę, gdzie czekał już dyrektor. Przeszli do gabinetu i tam im wszystko wyjaśnił. Podał adres szpitala, w którym przebywa Ross, po czym wrócił do papierów.
- Riker, a jeśli on się nie ocknie? Co wtedy?- panikowała Delly, wsiadając do samochodu. Starszy brat odpalił silnik i wyjechał z parkingu.
- Na pewno Ryland zajmie jego pokój. Już mi nie będzie doradzał co mam zrobić dla Van, zwolni się jedno auto i...- chciał kontynuować, ale skarcił go wzrok Ryd.- No na pewno się ocknie, przecież to jest Ross. Gorsze rzeczy go spotykały i wychodził z tego cało.
- Może masz rację- uspokoiła się trochę.- On da radę.
Matko, co ja narobiłam?! Przeze mnie on może nie przeżyć. Mogłam mu nie mówić tego co mi Drake zrobił, ale nie wytrzymałam. Nie zapomnę, jaki był wtedy wściekły. Bałam się go. Kolejny raz widziałam jak się bije, ale teraz to było straszne. A najgorsze jest to, że mogłam go powstrzymać, ale kiedy widziałam tą krew cieknącą z jego twarzy, zrobiło mi się słabo, nie mogłam się ruszyć. Nikt nie mógł. To był za duży szok. Poza tym byli w takim szale, że znokautowali nauczyciela! A to wszystko przeze mnie. Gdybym wtedy w Londynie nie nastroiła mu gitary... nie. Gdybym wtedy nie poszła po bułki z Vanessą, to byśmy się nie znali i by tego nie było. A moi rodzice dalej siedzieliby w Hiszpanii, nie poznałabym R5, Rylanda... I pewnie mieszkałybyśmy dalej w Londynie.
Dobra, koniec użalania się nad sobą. Muszę się ogarnąć. Przecież lekarze tam są, mają wiedzę, odpowiedni sprzęt i tak dalej. Lepiej będzie jak po prostu usiądę na krześle i poczekam.
O nie, co się dzieje?! Gdzie oni go wiozą?! Dlaczego się tak spieszą?! Wszystko pika, a on ma drgawki!
Ja tutaj popadnę w paranoję. Fakt, że pielęgniarka dała mi jakieś leki na uspokojenie, ale nie zadziałały.
Usiadłam na krześle i schowałam twarz w dłonie. Pozostawało mi tylko czekać.
Nagle poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą Rikera. Kawałek dalej Rydel rozmawiała z pielęgniarką. Wstałam i przytuliłam się do chłopaka, wypłakując mu się w ramię.
- Czemu on to zrobił?- zapytał, gdy już się trochę uspokoiłam.- Przecież on wiedział, że ma nie ryzykować teraz.
- No tak, ale...- zawahałam się- to jakby przeze mnie.
- A gdzie on jest?- tym razem odezwała się Rydel. No to powiem jej prawdę...
- Wywieźli go gdzieś. Lekarze biegali wokół niego, coś tam krzyczeli, miał drgawki, był podłączony do różnych sprzętów, płynów, pełno kabli... A twarz cała we krwi, poobijana... To straszne. Wszystko moja wina.
- Przestań się użalać nad sobą. Ross gorsze wypadki miał, a to zwykła bójka, każdemu się zdarza- Riker był wyluzowany. Zazdroszczę mu tego opanowania.
- Lau- zwróciła się do mnie Delly- powiesz mi co się stało między tobą a Rossem, że tak się obwiniasz?
- Noooo- zawahałam się- dobra, od razu chodź po coś do picia.
Riker został na korytarzu, a my poszłyśmy szukać baru w szpitalu.
- No, spowiadaj się.
- Zobacz- wyjęłam z plecaka jedno ze zdjęć, które wisiały w szkole.- Pełno tego jest. A wiesz dlaczego? Taki Drake i jego kumpel Ashton mnie dręczą, a to za to, że z tym Drakem się RAZ zderzyłam. Temu drugiemu czegoś odmówiłam i tak się zaczęło. A wczoraj, co tak szybko wyszłam, to się z nimi spotkałam, żeby dali mi spokój. Za to Drake chciał mnie, no rozebrać. Ale się wyrwałam, to on mi oznaczył ramię literą "D". No i do domu wróciłam ok.3 w nocy, więc już nie oddzwaniałam. Ale jak dzisiaj przyszłam z Rossem i zobaczył te przeróbki, zaprowadził za szkołę i zerwał ze mną. Nazwał mnie dziwką i odszedł, a żeby go zatrzymać, powiedziałam co się stało wtedy, a on... wściekł się. Potwornie się wściekł i zaczął szukać tego Drake'a, potem ta bójka i tak dalej... Resztę znasz- wyjaśniłam i w końcu odnalazłyśmy ten bufet.- Jestem egoistką.
- Wcale nie. Po prostu go kochasz. Pomyśl sobie, że on to wszystko robi dla ciebie. Chciał cię ochronić, prawda? Uratował cię kiedyś od jakiegoś stukniętego mafioza, prawda? Znacie się od lipca, jest listopad. Jesteście razem już... czekaj. Od końca sierpnia. On nigdy z żadną dziewczyną nie był tak długo.
- Kawa z mlekiem razy dwa- złożyłam zamówienie, gdy kobieta za barem się już niecierpliwiła. Potem zwróciłam się do blondynki- Rydel, on ze mną zerwał. Koniec "wielkiej miłości" i tej twojej Raury.
- I herbata z melisą na uspokojenie dla tej pani- dodała do zamówienia, po czym mnie przytuliła.- On i tak cię kocha. Czuję to w kościach. A jak mi się coś wydaje, to tak jest. Widzisz, miałam przeczucie, że niedługo coś złego się stanie. I miałam rację! Mój brat leży w szpitalu- odparła zadowolona. Po chwili jednak dotarło do niej, co powiedziała.- Matko boska, mój młodszy braciszek jest w szpitalu! Walczy o życie, może umrzeć! Co ja mam zrobić?!
Szarpała mnie za ramiona, wydzierając się na połowę budynku.
- Herbatka z melisą razy dwa. I jedną kawę z mlekiem- poprawiłam zamówienie i usiadłam z Rydel przy stoliku. Po odbiorze napojów wróciłyśmy do Rikera, który siedział zniecierpliwiony przed salą.
- Już coś wiadomo?- zapytałyśmy jednocześnie, zajmując miejsca obok. Pokiwał przecząco głową. Cały czas nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w drzwi.
- Co chwilę to pikanie się zatrzymuje, jest cisza... Tylko ci lekarze. W kółko któryś tam wbiegał, nie wiem- zmieniał innego? Nie chcą nic mówić.
Zapadła głucha cisza. Podsłuchiwaliśmy co się dzieje w sali. Tylko pikanie serca, które co chwilę znikało oraz stukot narzędzi. Nagle ktoś do nas podszedł. Okazało się, że to jeden z lekarzy.
- Państwo od tego chłopaka? Od Rossa Lyncha? Rodzina?- zapytał mężczyzna. Pokiwaliśmy głowami na 'tak'. Doktor wziął głęboki wdech i spojrzał Rydel w oczy.
- Nie będę owijać w bawełnę. Szanse pana Lyncha są znikome. Ma pękniętą czaszkę, wstrząśnienie mózgu, podbite oko, rozcięty łuk brwiowy oraz dolną wargę, zwichniętą rękę, kilka drobnych urazów na głowie, poobijane żebra i najgorsze- serce się zatrzymuje. Przez liczne kopnięcia pacjent ma również urazy wewnętrzne i...
- Doktorze! Pacjent dostał krwotoku, proszę szybko!- krzyknęła pielęgniarka, wychylając się zza drzwi. Mężczyzna nas przeprosił, a następnie wbiegł do sali.
Krwotok? Serce się zatrzymuje? Pęknięta czaszka? To nie może być prawda. On musi przeżyć. Nie wierzę w to, jestem w szoku.
Kolejny raz dzisiaj rozpłakałam się. Riker, mimo, że także nie był w najlepszym stanie, próbował nas pocieszyć. Mnie i Rydel.
- Mogę o coś zapytać?- uśmiechnął się blondyn. Otarłam łzy.
- O co?
- Dlaczego go okłamałaś z tą wyprowadzką?
Zawahałam się. Nie wiem, czy powiedzieć prawdę, czy znowu skłamać. Nie lubię oszukiwać bliskich mi osób, ale to...
- To jest trudne.
- Wiesz, mamy czas.
- Mam po prostu dość- wydukałam i podeszłam do sali, w której operowali Rossa. Nic nie było widać, co jeszcze bardziej mnie niepokoiło.
- Dość czego?
- Wszystkiego, rozumiesz?- odwróciłam się.- Niszczenia wszystkiego, krzywdzenia bliskich, tej całej sprawy z Ashtonem i Drakem, kłótni z rodzicami... W ogóle życia- te ostatnie słowa wypowiedziałam ledwo słyszalnym, łamiącym się głosem.- Zobacz, Ross może umrzeć. Gdybym się nie pojawiła w waszym życiu, teraz by tego nie było.
- Nie obwiniaj się o to, jesteś naszą przyjaciółką i potrzebujemy cię. Zmieniłaś Rossa na lepsze. Wszystko będzie dobrze, pamiętaj. Jam jasnowidz.
- Już prędzej Rydel jest jasnowidzem.
- Co ja?- obudziła się.- Wybaczcie, ale ja tego nie zniosę, muszę się przespać.
Mi w sumie też by się przydała drzemka.
Nagle drzwi od sali się otworzyły, a blondyn gwałtownie wstał. Delly i Lau zderzyły się głowami, przez co się obudziły. Gdy tylko zobaczyły co się dzieje, w tym samym czasie podeszły do lekarzy. Pielęgniarki wywoziły nieprzytomnego Rossa i zawiozły go do sali niedaleko.
- I co z nim?- zapytała cała trójka. Lekarz chwilę się zastanawiał. Przez ten czas zdążyli przyjść Rocky, Ryland oraz Ratliff, Calum i Jo. Ostatnia dwójka dowiedziała się o wypadku od Laury.
- Wszyscy jesteście z rodziny?
- Kumpela- odezwała się Joan, a po chwili także Cal i Ell.- Przyjaciele.
- Jestem jego dziewczyną, to się liczy, prawda?
Mężczyzna nic nie odpowiedział, po prostu stał i wpatrywał się w papiery.
- Niech wam będzie- odezwał się w końcu.- Pan Lynch będzie żył, ale na chwilę obecną zapadł w śpiączkę. Nie wiemy kiedy się wybudzi. Na razie jego stan jest stabilny. Dzięki szybkiej operacji udało się ocalić czaszkę i opanowaliśmy krwotok wewnętrzny.
- Możemy do niego wejść?- niecierpliwiła się Laura. Czy lekarze nigdy nie mogą powiedzieć po prostu "Jest okay, możecie wejść"?
- Pojedynczo proszę.
- Ja pierwszy!- krzyknął Rocky, po czym pobiegł do sali. Oczywiście pomylił drzwi. Szybko się poprawił. Wszedł do właściwej, ale po minucie wyszedł z szyderczym uśmiechem na ustach.
- Co ty zrobiłeś?- zapytało rodzeństwo Lynch i Ellington. Jo się zaśmiała. Jak zwykle Rocky w takich sytuacjach rozluźniał atmosferę.
- Jaaaa??? Niiiiiic... Rocky tam był...
- Dobra, zaraz się okaże, czy "nic".
Laura odeszła od wyszczerzonego Rocky'ego i poszła do sali, w której leżał Ross. Dostrzegła go na końcu jasnego pomieszczenia. Był podłączony do najróżniejszych kabli, ale nie miał koszulki. Co wcale jej nie przeszkadzało. Podeszła bliżej. Na głowie miał bandaże, szwy na łuku brwiowym i podbite oko. Wyglądał tak niewinnie, bezbronnie na tym łóżku, przy płynach... Jak śpiący maluch. Tylkooo trochę poobijany. Na klatce piersiowej miał siniaki, a na lewej ręce gips. Nagle Laura zobaczyła coś, co na 100% było robotą Rocky'ego. Wąsiki namalowane markerem i napis na gipsie "Rocky tu był". Zaśmiała się cicho, a następnie usiadła na taborecie obok łóżka Rossa. Bała się go dotknąć, chociaż za rękę, bo myślała, że to go boli. Odważyła się jednak i chwyciła jego dłoń. Nie odzywała się, tylko wysłuchiwała spokojnego, jednostajnego bicia serca chłopaka.
- Ross- odezwała się w końcu- Przepraszam cię za wszystko... Teraz przeze mnie cierpisz. Zniknę i będzie lepiej, zobaczysz. Szkoda, że mnie nie słyszysz. Chociaż, to chyba dobrze. Nie sądzę, żebyś chciał mnie widzieć po tym wszystkim... Wybacz.
Ostatnie słowa wyszeptała i wstała. Zostawiła go w sali i wyszła. Na korytarzu dalej stał uśmiechnięty Rocky.
- I co ten idiota zrobił?- zapytała Jo, pokazując na bruneta, któremu sięgała ledwo do ramienia.
- Rocky tam był. I dość szybko Rossowi wyrosły wąsy.
- No bo ja jestem zajebisty- wtrącił się nagle Ratliff. Wcześniej przytulał Rydel, a teraz ścianę. Rocky go odrzucił.
- Ryland- powiedziała blondynka- pojedziesz z Rockym po trochę ubrań itd. dla Rossa, okey?
- Ale dlaczego akurat ja?
- Bo cię proszę.
- Ale jak Ross się dowie, że grzebałem w jego rzeczach, to mnie zakopie żywcem. Poza tym znaleźć coś w jego pokoju to sztuka.
- Dostaniesz dwie dychy.
- Zgoda!
Zgodził się. Rocky kiwał głową, mrużąc oczy i powtarzał pod nosem "sprzedawczyk mały".
- Ey ey ey. Ja też dostanę, nie? W końcu on ma w pokoju węża. Pamiętasz? A jak coś na mnie wyskoczy z szafy?- marudził Rocky, co już doprowadziło parę pielęgniarek do śmiechu.
- Nie zdziwiłbym się, jakbyś znalazł kilka staników- powiedział Riker, po czym spojrzał się na Laurę jak zboczeniec.- Niektóre osoby wychodziły z tego pokoju trochę lżejsze, że tak powiem.
- To u was rodzinne, prawda?- zapytała Laura, gdy chłopcy już poszli. Rydel i Ell siedzieli u Rossa.
- Ale co?
- Zboczenie. Słyszałam, co planujesz dla Vanessy.
- Właśnie, co ona lubi? Muszę to wiedzieć.
- Na pewno nienawidzi grubasów w stringach, fuu. Skoro już jedziecie na plażę, toooo naucz ją serfować.
- Ale ona umie.
- Człowieku, ona ledwo na szpilkach ustoi, a co dopiero na desce. A na kolację owoce morza.
- Fuuu, nie!- podeszła Jo, ciągnąc za sobą Caluma.- Nigdy nie rób dziewczynie owoców morza. Wiesz mi, znam się na tym. Na twoim miejscu to bym z nią na piwko poszła.
- Jo, błagam. Chodź już- piszczał rudzielec.- Z Rossem jest okey, a ja jestem śpiący. Chyba wiesz co mi obiecałaś, nie? Chcę wiedzieć, czy jesteś w tym dobra, jak mówił zboczuś.
- Czy wy...- zawahał się blondyn.- Zabezpieczcie się.
- Tak, tak. Tatusiu- zaśmiała się Joan i przytuliła Rika tak, aby Cal był zazdrosny. Jeszcze się uśmiechała i przedłużała. Na koniec dała mu całusa w policzek.
Calum się niecierpliwił.
- Już?
- Czekaj, chcę się ze wszystkimi pożegnać.
Podeszła do Lau i mocną ją wyściskała, po czym wbiegła w podskokach do sali w której leżał Ross. Reszta zbliżyła się do drzwi i obserwowali co brunetka robi. W tej chwili przytulała Ratliffa, potem Delly, a ostatniego Rossa. Mimo, że był nieprzytomny, nachyliła się nad nim i cmoknęła w czoło. Laurze podskoczyło ciśnienie, ale wiedziała, że przesadza. Oni byli po prostu przyjaciółmi, nic więcej.