WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM, KONIECZNIE PRZECZYTAJ.
~~ Ross ~~
Siedziałem na kanapie w salonie u Laury i pisałem z Jo. Miała pomysł jak pozbyć się tych typów z życia Lau, tyle, że to było dość ryzykowne dla mnie- przynajmniej po ostatnich wydarzeniach. Krótko mówiąc- chciała, aby banda ich po prostu "sprzątnęła".
Gdy skończyliśmy gadać, oparłem głowę o oparcie i załorzyłem słuchawki na uszy. Włączyłem rocka na full i odpłynąłem. Przynajmniej na chwilę, dopóki nie przyszła Laura.
- Ross, możemy pogadać?- zapytała i nieśmiało podeszła bliżej. Usiadła na moich kolanach.
- Co, chcesz zerwać, co?
- Nie, skąd ci to przyszło do głowy? Pewnie zauważyłeś, że ostatnio trochę chodzę nabuzowana, nie?
- Tak troszeczkę...- uściśliłem, mrużąc oczy. Spuściła głowę i sięgnęła do kieszeni spodni.
- Zobacz- podała mi zwinięty w rulonik świstek.- To było w szkrzynce. Ross, oni wiedzą gdzie mieszkam, boję się ich i w ogóle wszystko się wali, rodzice z Van wyjechali do rodziny i jeszcze te zagrożenia w szkole... Mam już dość.
Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą wytarłem opuszkiem palca.
Już mam po dziurki w nosie tych patafianów. Powoli zaczynam się przekonywać co do pomysłu Jo.
- Jakoś se poradzisz- powiedziałem beznamiętnie.
- Serio? Tylko tyle mi powiesz? Zero pocieszenia, ani nic? No dzięki, myślałam, że chociaż na ciebie mogę liczyć. Najwidoczniej się pomyliłam- wyszeptała zawiedzionym głosem i wstała. Westchnąłem ciężko. Nigdy nie ogarnę bab. Co ja źle zrobiłem?
- Pierdzielę- mruknąłem wściekły na siebie.- Laura, czekaj!
Dziewczyna nie słuchała tylko poszła na górę. Poszedłem za nią. Przecież teraz mi żyć nie da. Muszę ją przeprosić, czy coś. Chryste, jaki ja grzeczny przez nią jestem, masakra!
Wszedłem za nią do jej pokoju. Siedziała na parapecie, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w dal. Znowu. Ileż można?
- Laura?- zapytałem. Nawet nie drgnęła. Usiadłem na łóżko i czekałem aż coś zrobi. Potwornie mi się nie chciało jej przepraszać, nienawidzę tego uczucia.
- Kobieto, jesteś tam?- podszedłem do niej. Niechętnie przeniosła smutny wzrok na mnie. No w końcu!
- Wyjdź z mojego domu- rozkazała cicho, spuszczając głowę.
- Nie- odrzekłem stanowczo, kucając tak, żeby patrzeć jej w oczy.- Nie wyjdę.
- Nie potrzebuję twojej łaski, wynoś się.
- Ja nie okazuję łaski- przypomniałem.- Lauro, naprawdę cię... przepraszam- wydukałem z trudem. Nastała chwila ciszy.
- Co? Czekaj, mówiłeś coś?- zapytała uśmiechnięta.- Że mnie co? Czy Ross Lynch właśnie mnie PRZEPROSIŁ?
- O nie, pożałujesz tego- udałem, że się wkurzam. Ona tylko grała?! Oszukała mnie? Jestem z niej dumny.
- Pfff, co mi niby zrobisz? Nic. Raczej mnie nie zgwałcisz, nie?
- Jesteś tego pewna?- uśmiechnąłem się jak zboczeniec, a na jej twarzy zawitał grymas niezadowolenia. Wziąłem ją na ręce i "niechcąco" potknąłem się, lądując na jej łóżku. Nachyliłem się i zacząłem ją... łaskotać. Krzykami mogła obudzić LA, albo Rocky'ego. Ooo jego obudzić to sztuka.
- Ross, przestań!
- Magiczne słowo?
- Abra ka dabra?
- Nie, strzelaj dalej, bo nie przestanę- zaśmiałem się.
- Au! Ross! Nie wiem! Avada kadabra?!
- Nie jestem Hieńkiem Portierem, chociaż lubię ten film. No jedziesz, bo nie mam cię już gdzie łaskotać.
- Kocham cię, debilu- wydusiła i przyciągnęła mnie za kawałek koszulki do siebie. Wykorzystałem to i pocałowałem ją w usta. Po chwili wstałem, a ona zaproponowała:
- Pójdziemy do twojego rodzeństwa? Dawno ich nie widziałam.
- Rocky pewnie jeszcze chrapie, Rydel też, a Rik pisze z Van, Ryland to nie wiem, może poluje na laski? Nie opłaca się...- próbowałem się wykręcić, ale ona dalej obstawała przy swoim.
- Trudno, urządzimy im pobódkę. Poza tym, chyba musisz wziąć rzeczy na ten tydzień jak będziesz u mnie. Zapomniałeś?
Westchnąłem i musiałem się poddać nie miałem odwrotu. Wyszliśmy z domu, trzymając się za ręce i poszliśmy do mojego rodzeństwa. Otworzyłem drzwi (na szczęście miałem klucz) i moim oczom ukazała się dość dziwna scenka. Riker prawił Ratliffowi o czymś kazanie, Rocky próbował rozmawiać z kimś przez telefon. Masakra, jakie on głupoty gadał. Nawet jak na niego. Do tego był w szlafroku Rydel w Hello Kity. Ludzie, z kim ja mieszkam? Delly i Ryland grali w moją grę na Play'u. O niee, Ryd i Play Station? Wtf?! I to jeszcze MOJA gra.
- Halo!- krzyknąłem, przerywając koszmar Ella.- Ktoś przyszedł, nie? - Ross, chodź na słówko- rozkazał Riker. O nie, teraz moja kolej na ochrzan, jak zgaduję.
- Stary, uratowałeś mi skórę- szepnął Ratliff, odchodząc szybko od blondyna. Wszyscy się teraz witali z Laurą, a ja z Rikerem przeszliśmy do kuchni.
- To czego chcesz?- spytałem oschle.
- Domyślam się, co robiłeś w nocy. U Lau. Więc... mam kilka pytań...
- Odnośnie... tego?
- A i owszem. Jesteś już doświadczony, jak zgaduję po ilości prezerwatyw w twoim pokoju.
- Do czego zmierzasz?- byłem coraz bardziej zaniepokojony pytaniami brata.
- Jak mam uwieść Van, żeby potem... no wiesz?
- Cooo??? Co ty..?- byłem rozbawiony i zszokowany za razem.
- Dobra. Nie było tematu, cicho- odparł zawiedziony. No dobra, pomogę niedoświadczonemu, STARSZEMU bratu z dziewczyną.
- Upij ją. A tak serio, to pojedźcie do naszego domku nad morzem, kup wino, upichcij coś, a reszta sama przyjdzie.
Kuwa, jaki ze mnie psycholog. Przegięcie.
- Oh, i to tyle? Po prostu? Dlaczego ja na to nie wpadłem?
- Bo masz inny mózg...- mruknąłem pod nosem i chciałem wyjść, ale Riker mnie zatrzymał. Spojrzałem się na niego pytającym wzrokiem, a on położył mi rękę na ramieniu.
- Dzięki za radę, stary- powiedział i zrobił coś, czego nienawidzę. Od dziecka się za to wkurzam, a oni dalej swoje. Riker wziął mnie pod pachę i wyczochrał włosy. Zaczął się chichrać i wybiegł z kuchni. Przez chwilę poprawiałem sobie fryzurę, a potem ruszyłem za nim.
- Gdzie jest Riker?!- krzyknąłem, wpadając wściekły do salonu. Miny reszty były niedoopisania.
- Eeee... wyszedł z domu... - odpwiedziała Rydel, parztąc na mnie jak na wariata.- Co wyście tam robili?
- Zamilcz, kobieto- uciszył ją Rocky, który nadal gadał przez telefon. Ale już przebrany. Czyżby nowa laska? No to trochę go powkurzam...
Podszedłem bliżej i zacząłem go papugować.
- Nie, to tylko mój brat idiota!- wrzeszczał do urządzenia, próbując mnie przekrzyczeć.
- Mój brat idiota!
- Zamknij się, cioto. Nie, nie ty! Brat!- był już poddenerwowany. Reszta się śmiała.
- Zamknij się! Nie, nie brat, ty, cioto!
- Kurwa!
- Gdzie?... A, po drugiej stronie telefonu, tak?- matko, jaki ze mnie idiota.
- Nie! Ugh... Idź stąd. Nicole, nie ty. Ten patafian Ross.
- Nicole?- zdziwiłem się. To ta jego laska to Nicole? Aha... myślałem, że Rose. Taka ruda pizda, wkurzająca strasznie. I ten głos. Jakby odgłos, gdy zbliży się mikrofon do głośnika. Ughh... Na dodatek nie lubię jej imienia. Jakoś tak.
- Tak, Rossy. Nicole. Zajebista dziewczyna i nie pozwolę ci zajomać mi jej sprzed nosa. Więc łaskawie- wypier papier- warknął i trzepnął mnie w głowę.
- Też cię kocham, braciszku.
- Fuu, zabieraj ze mnie te łapy, jeszcze niedaleko mazaków.
- Ty wszystkich kochasz, Ross- wtrąciła się Laura. Podszedłem do niej i objąłem ją od tyłu.
- Jaki ty uczuciowy się zrobiłeś- stwierdził Ratliff, całując Rydel w policzek. Wtf, czy ja o czymś nie wiem?
- A może coś brałeś? Pokaż gały- rozkazał Ryland i podszedł do mnie, zabierając mnie tym samym od Laury. Jego ręka była już niebezpiecznie blisko mojego oka, ale w ostatniej chwili go odepchnąłem.
- Bez takich mie tu, młody. Nikt, powtarzam NIKT nie będzie mi tykał tego- pokazałem na moją twarz- swoimi brudnymi łapskami.
- Okey, to ten sam Ross co kiedyś- rzekł zawiedziony.
- Eeemm... ja... ja muszę iść- powiedziała nagle wystraszona Laura, czytając coś w telefonie. No nie no, co znowu?
- Co jest?- zapytała zaniepokojona Delly. Zaraz zacznie panikować bardziej, niż to jest potrzebne. W tym samym czasie wyszedł Rocky.
- Bo... No muszę. To nic poważnego, ale po prostu...
- Zostań chociaż do obiadu- poprosił mój młodszy brat.
- Ale...
- Proszęęę- przerwała jej cała trójka.- Nie widziałyśmy się tak długo, a ty chcesz już iść?- dodała Rydel, podchodząc do brunetki. Ja opierałem się o ścianę na drugim końcu pokoju i obserwowałem to.
- A ty?- sis zwróciła się do mnie.- Nie chcesz, żeby została?
- Jak chce iść, to jej nie trzymajcie- wzruszyłem ramionami. Przeżywają jak mrówka okres. Przecież jeszcze nie raz się zobaczą. Po co to wszystko?
- No to pa- pożegnała się smutno dziewczyna i wyszła. Usiadłem na kanapie, a następnie wyciągnąłem telefon z kieszeni.
- Ross, pogadajmy- poprosiła Delly. O nie.. kolejne kazanie.
Chłopacy poszli na górę, a ja zostałem sam z siostrą. Panowała niezręczna cisza, czekałem aż zacznie.
- No więc... dlaczego ją tak traktujesz?
- Taki jestem, tego nie zmienisz.
- Coś się dzieje, czuję to w kościach.
- To źle czujesz- syknąłem, odwracając wzrok. Nie chciało mi się z nią gadać.
- Kochasz ją w ogóle? Czy jesteś z nią dla jaj?
- A bo ja wiem? Jest spoko, ale czasem już mam dość.
- Dlaczego?- wierciła mi dziurę w brzuchu. Nosz co za uparte stworzenie siedzi naprzeciwko mnie. Tylko Roko tu brakuje. O nie... O wilku mowa.
- Zobacz, pies chyba chce iść na dwór- zmieniłem temat.
- Ross!
- Sorry, spieszę się gdzieś, paa- krzyknąłem i wybiegłem z domu.
~~ Rocky ~~
Idiota, idiota i jeszcze raz idiota. Ze mnie i z Rossa. Zadzwoniła Nicole, próbuję normalnie pogadać, ale nie! Ten kretyn musiał się wtrącić, oczywiście. Poprosiłem dziewczynę o spotkanie, aby normalnie porozmawiać i lepiej się poznać. Wszystko fajnie, okey. Tylko jeszcze nie wiem gdzie mam ją zabrać.
Teraz czekałem na nią w parku na ławce. Chciałem po nią podejść, ale nie podała mi adresu.
Nagle koło mnie usiadła Nicole. Uśmiechnęła się promiennie, ukazując rządek białych zębów. Jej włosy były delikatnie powiewane przez chłodny, listopadowy wiatr.
- Hej- przywitała się.
- Ładne spodnie- palnąłem głupotę. Przecież to były zwykłe, czarne legginsy. Strzeliłem facepalma.- To znaczy.. yyyyy hej! Tak; cześć, siema, hej, hejo, hejka, siemka, siemson, szczała i tak dalej... Robię z siebie debila, prawda?
- Tak troszeczkę. Ale to słodkie- o Jezusie, dlaczego ona jest taka urocza? GŁUPI ROCKY.
- Aaa tak w ogóle, to kim jest ten cały Ross?- zapytała. Mój uśmiech zastąpił grymas niezadowolenia.
- Brat. Młodszy. I głupszy. Typowy podrywacz, a nawet bardziej, niż "typowy". Zmienia dziewczyny jak rękawiczki, kilka razy była opcja, że byłby ojcem, ale za każdym razem to był fałszywy alarm. Ale nie mówmy o nim, tylko o tobie.
- Więc tak... Urodziłam się w Polsce, moja mama była Amerykanką, a tata Polakiem. Jestem najmłodsza z rodzeństwa. Przeprowadziłam się tutaj z ciocią jakieś 16 lat temu. Mam czterech starszych braci, to masakra. Peter, Paweł, Michael i Bartek. Zwariować można. Kiedyś mnie zrzucili ze schodów, bo udzielała im się nuda... Ale koniec o mnie. Nie lubię zbytnio o sobie gadać- twoja kolej- uśmiechnęła się i oddała mi pałeczkę (w przenośni rzecz jasna).
- Skoro już o rodzeństwie mowa- jest nas pięcioro. Najstarszy Riker, potem siostra Rydel, ja, Ross i Ryland. Gram w zespole rockowym R5 z kumplem Ratliffem. Ale bez Rylanda, on jest DJ'em. Rodzice nas zostawili, ale to nieważne.
- Uuu, współczuję. Moi zostali w Polsce, mieszkam z braćmi u cioci. Jakbyś chciał, to możesz wpaść.
- Dzięki.
Potem łaziliśmy po mieście, poszliśmy na plac zabaw, odwiedziliśmy sklep z czarami, a na koniec odprowadziłem ją do jej domu i wróciłem do siebie.
~~ Rydel ~~
Jest już po 22, a Ross nadal nie wrócił. Na początku myślałam, że siedzi u Laury, ale w domu Marano nie świeciło się ani jedno światło. Mam nadzieję, że nie wplątał się w coś. Znowu. Mam wrażenie, że niedługo stanie się coś złego. Z nim, albo z Lau. Lub z obojgiem. Nie wiem, ale to takie głupie uczucie. Na dodatek Ross zawsze był chętny do rozmowy, a dzisiaj? Spławił mnie dennym tekstem, że się gdzieś spieszy.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, a w nich stanął Ross. Szybko wstałam z kanapy, a on zamknął je za sobą.
- Co jest?- zapytałam zaniepokojona. Spojrzałam się na niego pytającym wzrokiem, ale odwrócił głowę. Przełknął głośno ślinę, jakby próbując się uspokoić.
- Nic- wydukał w końcu.- Po prostu coś nie wypaliło i... To długa historia, a ja jestem zmęczony, sorry.
- Ross, powiedz mi co się dzieje. Pokłóciłeś się z Laurą?
- Nie, ale ona ma dużo wspólnego. Wiesz... muszę to komuś powiedzieć, a ty jesteś jedną z niewielu, którym ufam.
Byłam w szoku. To co musiało się stać? Raczej coś poważnego, skoro mój brat powiedział coś takiego.
Zdjął kurtkę i usiedliśmy na kanapie.
- A gdzie Lau?- spytałam ciekawa. Spuścił wzrok.
- Nie odbiera telefonu, ma wyłączony, a każdej nocy ładuje,nie możliwe, że jej zdechł. Wiesz co jest najgorsze? Że podpadła komuś, a ja nie mogę jej pomóc. Oczywiście odmawia im... TEGO,... bo mówi, że mnie kocha. Ale sama widziałaś, że nie układa nam się najlepiej. No i kurwa zobacz, jaki jestem słaby. Kiedyś to bym opierdzielił im ryje, a teraz? Wykorzystuję bandę do tego. Ja już nie wiem kim jestem.
- Jesteś...
- Mięczakiem- przerwał mi i wstał. Zagrodziłam mu drogę i spojrzałam mu w oczy.
- Jesteś Ross Shor Lynch. Mój kochany, młodszy braciszek, który miał w życiu więcej dziewczyn, niż ocen w szkole. Kto jak kto, ale ty najlepiej wiesz kim jesteś. Masz kilka tysięcy żon, laski cię uwielbiają, masz rodzinę, na którą możesz liczyć i Laurę. Matko, jaki ze mnie psycholog...
- Sporo lasek, ale większości nawet nie pamiętam. Poza tym, jak ja mam pomóc Laurze? Przeze mnie ma teraz kłopoty- warknął i kolejny raz chciał odejść, ale go zatrzymałam. Wzniósł oczy ku niebu.
- Idź do niej- uśmiechnęłam się.-Ona cię potrzebuje.
- Laury nie ma w domu! Chuj wie gdzie jest! Telefonu też nie odbiera, nie rozumiesz tego?!- krzyknął i tym razem pobiegł na górę.
Zrezygnowana usiadłam na kanapę. Włączyłam swoją ulubioną playlistę i totalnie odpłynęłam.
Ok. 3 w nocy obudziło mnie chrapanie Rylanda. Masakroooo jak to się roznosi na dole! Spać nie można.
Poszłam do kuchni, aby się czegoś napić. Wszyscy w domu już spali, słyszałam wyraźnie. Cztery chrumczące śpiochy.
Wzięłam kilka łyków wody, po czym odstawiłam szklankę do zlewu. Nie chciało mi się spać, więc usiadłam na blacie i zaczęłam patrzeć przez okno. Mój wzrok zatrzymał się na domie Laury, gdzie paliło się światło. Dziwne... była sama, a w całym domu było jasno.
Uznałam to za zwidy, ewentualnie jakiś sen. Przetarłam oczy i pomaszerowałam do mojego pokoju na górze. Przebrałam się w piżamę, a następnie ułożyłam się wygodnie w łóżku. O dziwo szybko zasnęłam.
~~ Następny dzień, narrator ~~
Nie tylko Rydel obudziło chrapanie Rylanda. Rossa także. Tylko, że w przeciwieństwie do starszej siostry- blondyn się zemścił. Zszedł na dół, gdzie był pokój RyRy'ego i urządził wejście smoka. Wpadł do niego, waląc patelniami i wylał na biedaka miskę lodowatej wody z dodatkowymi kostkami lodu.
Młodszy szybko skończył drzemać, spadając z łóżka.
- Co ty odwalasz, debilu?- mamroczał pod nosem zaspanym głosem. Ross się tylko śmiał.
- Chrapiesz.
- Ty nie lepszy! A oprócz tego, w nocy słychać czasem jeszcze inne dźwięki, na które jestem za młody- marudził Ryland, podnosząc się z podłogi. Blondyn spojrzał na niego z poliwaniem. W końcu była... 6 rano.
- Moja wina, że masz pokój pod moim?
- Tak, bo mogłem mieć twój. Mówię tylko, że dźwięk po rurach tak "troszkę" się niesie.
- Dobra, idź i nie marudź- mruknął Ross i wrócił do siebie. Nie przywyknął wstawać tak wcześnie rano. Dla niego 6 AM to jeszcze noc.
Chłopak wybrał z szafki ciemne spodnie, czerwoną koszulę w kratę oraz bieliznę i poszedł do łazienki. Pół godziny zajęło mu ułożenie włosów.
Zszedł na dół o 6:40. Miał do wyjścia aż dwie godziny, to jakiś rekord.
Ku jego zdziwieniu w kuchni siedział Ratliff. A przecież drzwi były zamknięte...
- Stary, jak ty...
- Wiem gdzie trzymacie zapasowy klucz- odpowiedział mu z wyprzedzeniem.
- Kurde, ty szpiegiem jakimś jesteś, ja nawet nie wiedziałem o drugim kluczu.
- Bo ja jestem ninja.
- Ninja?
- Ninja.
- Okeeeeeey, nie wnikaaaaam...- odparł lekko zszokowany blondyn i powoli się oddalił do lodówki.
- A tak w ogóle to...
- Nie, nie chciało mi się jeść śniadania u siebie i poza tym, mam ochotę zrobić pobudkę Rydel- znowu go uprzedził. Ross powoli zaczynał się zastanawiać, czy jego kolega nie jest czasem niewykrytym jeszcze wybrykiem natury.
- Koleś, przerażasz mnie- stwierdził Ross, sięgając po parówki.- Skąd ty...
- Skąd wiem co chcesz powiedzieć?- Lynch pokiwał twierdząco głową.- A strzelam.
- Pierdzielę, nie zbliżaj się do mnie!
- Ciszej tam na dole!- krzyknął nagle Riker ze swojego pokoju.
- Cicho!!!- tym razem uciszyła go cała reszta. Ross tylko pokiwał załamany głową. Momentalnie pomyślał: "Czy na pewno mnie nie podmienili w szpitalu?".
Wrzucił parówki do mikrofali, a po 30 sekundach je wyciągnął.
- O, ktoś tu lubi paruuuuufeczki!- zaśmiał się Rocky, który właśnie wszedł do kuchni. Gdy Ross nie patrzył, brunet zabrał mu jedną z talerza i uciekł, za nim młody się zorientował. Ale w tym momencie nie obchodziły go jakieś parówki z mikrofali, ponieważ myślał nad tym, jak ma gadać z Laurą. Tak się zamyślił, że nawet nie zauważył, że na talerzu zamiast śniadania, był napis z ketchup'u "Rocky tu był".
O godzinie 7:30 Ross zdecydował, że pójdzie do Marano i tak też zrobił. Wyszedł z domu, już z rzeczami do szkoły i skierował się do Laury. Nie wiedział, czy jest w domu. Nawet jeśli nikt by nie otwierał, znalazłby inne wejście. Ale na szczęście otworzyła mu ponura Laura. Wszedł bez słowa i mocno ją przytulił, chowając głowę w jej włosach. Brunetka chętnie odwzajemniła uścisk, po czym zamknęła za Rossem drzwi.
- Dlaczego nie dawałaś znaków życia?- zapytał blondyn, kładąc dłonie w jej talii. Lau nadal go obejmowała.
- Kocham cię, Ross- rozpłakała się. No teraz to chłopak miał prawdziwy mętlik w głowie.
- Ja ciebie też i to bardzo- pocałował ją w czoło.- Ale powiedz mi- co się do cholery stało?
- No to... Spotkanie w sprawie takiego filmu i... nie wiem, czy... nie przeprowadzę się do rodziny w Detroid- skłamała. Blondyn przytulił ją mocniej do siebie.
- Kiedy?- udawał twardego, ale tylko po to, by nie rozkleić się publicznie. Nawet jeśli świadkiem miała być jedna osoba.
- Po moich urodzinach. Chcę dożyć yyyy... chcę spędzić- poprawiła się- osiemnastkę z wami.
- Lau, ja... Wiesz, że my... to by był koniec?- zapytał dla pewności. Pocieszał się w głowie, że znajdzie sobie kogoś nowego, jak kiedyś.
- Wiem. Ale obiecaj, że będziesz mnie pamiętać i nie zrobisz nic głupiego- poprosiła smutna, wplatając palce we włosy Lyncha.
- Mówisz jakbyś miała umrzeć- stwierdził.- Przecież to tylko przeprowadzka i nie tak znowu daleko.
Laura czuła się okropnie z tym, że okłamywała Rossa. I to w takiej chwili. Ale nie miała wyjścia. O wydarzeniach minionej nocy nie łatwo będzie jej zapomnieć.
- W sumie racja- szepnęła, odsuwając się od Rossa.- To... idziemy do szkoły?- zapytała nieśmiało, wycierając policzki od łez. Blondyn chwycił ją za rękę i wyszli. Ciągle myślała o tym chamskim kłamstwie, jakie zapodała Rossowi, a on- zastanawiał się nad zachowaniem Laury. Jeśli chodzi o relację między nimi, można było powiedzieć, że na nowo im się świetnie układa.
Przekroczyli próg szkoły, przytuleni do siebie, ale to, co tam zobaczyli, popsuło im cały dzień...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemka! Sorki, że w takiej chwili, no ale no musiałam :3 Wybaczcie... Nie będę Wam się tu rozpisywać, ale jeśli to czytacie, napiszcie koma. Chcę wiedzieć ilu mam wiernych czytelników. Specjalnie tego nis udostępniam na fb, taki mini teścik. Kocham Was :*
KOMENTUJCIE KOCHANI ♡
NEXT niedługo, chcę go jeszcze dodać przed końcem ferii (przed lutym).
Do napisania, Klaudia ☺
PS Przepraszam za błędy, pisałam z telefonu.
Nie bede sie rozpisywac, wiec powiem jedno
OdpowiedzUsuńJA PRAWIE PLACZE,OK XDDD
Jejku, dlaczego to jest takie smutne? ;( z niecierpliwością czekam na nowy rozdział! ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział
OdpowiedzUsuńFajny :) Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :*
OdpowiedzUsuńCzemu Lau go okłamała : /
Riker do po radę idzie do Rossa xD
Ross ma być Bad Boyem xD
Czekam na next ♡
Cudo <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ross dowie się prawdy :)
No w takim momencie?! Ugh! Wdech, wdech wdech. Ok. Spokój.
OdpowiedzUsuńCzemu Lau kłamie hym? Co do cholery wydarzyło się w nocy?!
Rossiu taki oschły... a później taki słodki <3
Gdy czytałam ostatnie zdanie to się wzruszyła tym "[...] przytuleni do siebie.." <3
Rossdział super i czekam na nexta :D Dawaj jk najszybciej, bo chce wiedzieć co zobaczyli w szkole!
Super!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny !!
OdpowiedzUsuńCzekam na next!!
Super czekam na next ♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńSuper ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next :)
Zapraszamy do mnie:
OdpowiedzUsuńr5-story-by-me.blogspot.com
Niestety nie ogarnąłem jeszcze zakładek.
super ROSSdział <3 jak zawsze z resztą :*
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na next <3
----------------------
oby tylko Lau nie musiała tak długo kłamać i powiedziała Rossiakowi o co chodzi :****** no i żeby nic się między nimi przez to kłamstwo nie zepsuło :***
U u u a zrobisz zakładkę pytania do bohaterów?
OdpowiedzUsuńpopieram ❤
Usuńhgahaha rozfzial swietny. Przy ostatnim rodziale pisalam ze Laura mogla bybyc nieco czulsza a tu co?!Ross sie zrobił nie czuły no ech...wyczekuje rozdzialu gdzie oboje beda czuli dla siebie hahaha ~Devil
OdpowiedzUsuńCo sie wydarzyło? ;-; Rozdział cudny *-* ale w jakiej sprawie Laura go okłamuje, co się tam stało do choery? Sziit chce wiedzieć ;-; no ale do nexta ;-; mam nadzieje że wszystkiego sie dowiem ;-;
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :3 (jak każdy z resztą) uwielbiam tego bloga :D ... do Klaudii: wiem że mam ci ten pomysł na fb napisać ale nie chce mi sie kompa włączyć a na tel nie mogę jakoś pisać taki net -,- niestety ale napiszę na pewno (Luiza)
OdpowiedzUsuńAle super by było gdybyście pokazali dom Lynch'ów od środka. .. pokój Ross'a
OdpowiedzUsuńO takk *-* ... plisss /Lizzy
Eeeee co tu się właśnie wydarzyło? Spróbuj tylko coś zrobić Lau, to normalnie naślę na ciebie mojego brata. A muszę cię ostrzec, ta szuja mocno gryzie!
OdpowiedzUsuńRozdział mimo, że smutny, świetny. Czekam na nexta ;}
OMG zajebisty czekam na nexta
OdpowiedzUsuńczekam na Next ��������
OdpowiedzUsuńJestem słaba w pisaniu oryginalnych komentarzy, ale cóż..
OdpowiedzUsuńTen ROSSdział jest super! ;D I dlaczego kończysz w takim momencie? Co się stało tamtej nocy? Chodzi o tamtych gości? Co Lau ukrywa przed Rossem? Jejuuuuu... Ile pytań.. :P Cóóóóż...Czekam na next :3
cudowny rozdział dawaj szybko nexta
OdpowiedzUsuń